Panika na światowych rynkach akcji nie przeniosła się na rynki surowcowe. Na najważniejszym z nich, rynku ropy naftowej, ceny utrzymały się blisko poziomu najwyższego w tym roku. Wczoraj po południu ropa naftowa w Londynie kosztowała 60,84 USD za baryłkę, minimalnie osuwając się z wtorkowego szczytu (61,36 USD). Analitycy tłumaczyli przecenę przede wszystkim słabszymi od oczekiwań danymi o amerykańskim wzroście gospodarczym, którego tempo w ostatnim kwartale wyniosło tylko 2,2 proc., zamiast podawanych pierwotnie 3,5 proc. Mniejsze tempo rozwoju w USA, a także w Chinach, które szykują kolejne ograniczenia dotyczące inwestycji, tym razem giełdowych, może odbić się negatywnie na poziomie popytu na surowce. Oba kraje konsumują najwięcej surowców energetycznych na świecie. Brak bardziej zdecydowanej reakcji rynku surowcowego na zapowiedzi Pekinu, a także na przepowiednię recesji w USA, wysnutą przez Alana Greenspana, można tłumaczyć tym, że rynek ten doświadczył głębokiej korekty w drugiej połowie zeszłego roku, podczas gdy indeksy akcji w tym czasie prawie cały czas rosły, osiągając nowe maksima. Cenom wielu surowców, w tym ropy, daleko teraz do historycznych rekordów sprzed sześciu-ośmiu miesięcy. Przypomnijmy, że ropa pobiła rekord w połowie lipca, osiągając w Nowym Jorku 78,4 USD za baryłkę. Amerykański Departament Energii podał, że krajowe zapasy destylatów ropy, oleju napędowego i opałowego, spadły w ostatnim tygodniu o równowartość 3,79 mln baryłek, czyli więcej od prognoz ekonomistów (2,6 mln).