Wyprzedaż, jaka przetoczyła się w ostatnich dniach przez naszą giełdę, skłania nie tylko do refleksji nad tym, czy jest zapowiedzią trwalszej dekoniunktury. Zaprzecza też niektórym stawianym w poprzednich tygodniach tezom. Chodzi przede wszystkim o to, że dominacja krajowych inwestorów i wycofanie się w minionym roku zagranicznych graczy z naszego rynku miałaby pomóc mu ochronić się przed pogorszeniem koniunktury na świecie. Myślenie szło w takim kierunku, że skoro zagranica już pozbyła się polskich papierów, to w momencie globalnego wzrostu awersji do ryzyka nie będzie w Polsce miała już co sprzedawać. Natomiast krajowe podmioty miały dysponować wciąż jeszcze dużą siłą popytową, w czym upatrywano szansy na ochronę cen przed zniżką. Jaka była rzeczywistość? WIG20 był w ostatnim tygodniu piątym najgorszym indeksem wśród 90 wskaźników koniunktury z całego świata.
Samospełniająca się
przepowiednia
Wraz ze zwyżką notowań w styczniu i potem przez większą część lutego słyszeliśmy uzasadnienia dla niezbyt atrakcyjnych wycen akcji. Wysoki wzrost gospodarczy, niska inflacja, środki unijne, skłonność do zadłużania się, inwestycje przedsiębiorstw miały tłumaczyć, dlaczego warto płacić za spółki 30-, czy 40-krotność ich rocznych zysków. Czy coś w ostatnich dniach w kwestii kondycji naszej gospodarki się zmieniło? Pojawiły się jakieś nowe elementy wskazujące na pogorszenie perspektyw dla niej? Nic takiego nie miało miejsca.
Dlaczego więc po 7-proc. zniżce rynku nie było zbyt wielu chętnych do kupna walorów? Trudno to inaczej tłumaczyć jak tym, że inwestorzy mieli jednak świadomość w poprzednich miesiącach uczestniczenia w grze nie do końca opartej na fundamentach. Liczono, że dobra koniunktura na światowych giełdach oraz napływy środków do funduszy inwestycyjnych będą wystarczającą przeciwwagą dla niezbyt atrakcyjnych wycen sporej części spółek. Tak się nie stało. Zadziałał mechanizm samospełniającej się przepowiedni - duża grupa inwestorów była przekonana, że impuls do wyprzedaży na naszym parkiecie nadejdzie z zewnątrz i gdy tylko się pojawił, zaczęli zdecydowanie pozbywać się akcji.