Niedźwiedzie rany są głębokie

Publikacja: 03.03.2007 09:41

Wyprzedaż, jaka przetoczyła się w ostatnich dniach przez naszą giełdę, skłania nie tylko do refleksji nad tym, czy jest zapowiedzią trwalszej dekoniunktury. Zaprzecza też niektórym stawianym w poprzednich tygodniach tezom. Chodzi przede wszystkim o to, że dominacja krajowych inwestorów i wycofanie się w minionym roku zagranicznych graczy z naszego rynku miałaby pomóc mu ochronić się przed pogorszeniem koniunktury na świecie. Myślenie szło w takim kierunku, że skoro zagranica już pozbyła się polskich papierów, to w momencie globalnego wzrostu awersji do ryzyka nie będzie w Polsce miała już co sprzedawać. Natomiast krajowe podmioty miały dysponować wciąż jeszcze dużą siłą popytową, w czym upatrywano szansy na ochronę cen przed zniżką. Jaka była rzeczywistość? WIG20 był w ostatnim tygodniu piątym najgorszym indeksem wśród 90 wskaźników koniunktury z całego świata.

Samospełniająca się

przepowiednia

Wraz ze zwyżką notowań w styczniu i potem przez większą część lutego słyszeliśmy uzasadnienia dla niezbyt atrakcyjnych wycen akcji. Wysoki wzrost gospodarczy, niska inflacja, środki unijne, skłonność do zadłużania się, inwestycje przedsiębiorstw miały tłumaczyć, dlaczego warto płacić za spółki 30-, czy 40-krotność ich rocznych zysków. Czy coś w ostatnich dniach w kwestii kondycji naszej gospodarki się zmieniło? Pojawiły się jakieś nowe elementy wskazujące na pogorszenie perspektyw dla niej? Nic takiego nie miało miejsca.

Dlaczego więc po 7-proc. zniżce rynku nie było zbyt wielu chętnych do kupna walorów? Trudno to inaczej tłumaczyć jak tym, że inwestorzy mieli jednak świadomość w poprzednich miesiącach uczestniczenia w grze nie do końca opartej na fundamentach. Liczono, że dobra koniunktura na światowych giełdach oraz napływy środków do funduszy inwestycyjnych będą wystarczającą przeciwwagą dla niezbyt atrakcyjnych wycen sporej części spółek. Tak się nie stało. Zadziałał mechanizm samospełniającej się przepowiedni - duża grupa inwestorów była przekonana, że impuls do wyprzedaży na naszym parkiecie nadejdzie z zewnątrz i gdy tylko się pojawił, zaczęli zdecydowanie pozbywać się akcji.

W takiej sytuacji pewna jest zmiana nastawienia inwestorów do rynku akcji. Widać to było wyraźnie w ostatnich dniach. Już nie można było mówić, że zniżka giełdy jest wynikiem bierności popytu. Pojawienie się niewidzianych od długiego czasu obrotów w trakcie spadku wskazywało na determinację sprzedających. Odbicia były wykorzystywane do dalszej redukcji zaangażowania. Nawet w piątek, gdy aktywność inwestorów wyraźnie spadła, widzieliśmy trudności z utrzymaniem indeksów na plusie.

Kto straci więcej?

WIG zdecydowanie przełamał wsparcie na wysokości ok. 52,4 tys. pkt. Wynikało z położenia szczytu z początków grudnia 2006 r. oraz luki hossy z 18 stycznia tego roku. Ten silny sygnał sprzedaży jest wystarczający, by mówić o zakończeniu trwającego od czerwca minionego roku ruchu zwyżkowego. Pytanie, jak głęboko sięgnie korekta. Wyprzedaż z maja i czerwca 2006 r. sprowadziła WIG w pobliże 38,2-proc. zniesienia wcześniejszej fali wzrostowej. Gdyby sytuacja miała się powtórzyć, teraz indeks znalazłby się w rejonie 47 tys. pkt. Przy 46 tys. pkt znajduje się bardzo mocne wsparcie, związane z górką z wiosny 2006 r. Gdyby taki scenariusz miał się zrealizować, bylibyśmy dopiero w połowie zniżki.

W indeksie WIG pięć największych firm warszawskiej giełdy ma niecałe 40 proc. udziału. W przypadku WIG20 jest to 55 proc. Na to więc, jak bardzo tracił będzie WIG, istotny wpływ mają notowania średnich spółek. Co do nich, a także małych firm, istnieją największe obawy o przewartościowanie akcji. Na razie nie wypadły gorzej od blue chips. Pytanie jednak, czy się to nie zmieni. Na dwóch ostatnich sesjach tygodnia zaznaczyła się słabość mniejszych spółek na tle tych największych. Gdyby ta tendencja utrzymała się, pesymistyczne prognozy dla rynku byłyby tym bardziej uzasadnione.Nie wszystko stracone?

Nie jest jednak tak, że wszystko przemawia za kontynuacją zniżki. Sytuacja wygląda źle, bo skala przeceny była imponująca, informacje o przecenie obiegły większość mediów. Jednak spoglądając z szerszej perspektywy widzimy, że podobne pogorszenie koniunktury występowało zarówno w sierpniu 2006 r., jak i na przełomie minionego i tego roku. Trzymając akcje przez 4 kolejne tygodnie we wszystkich tych przypadkach straciliśmy po 6-7 proc. Kupując przed 3 miesiącami wciąż jesteśmy teraz na plusie. Natomiast 12-miesięczna zmiana WIG znalazła się na poziomie 30 proc., czyli wyrównała minima z czerwca i października 2006 r. oraz stycznia 2007 r.

Nie jest powiedziane, że za kilka dni te wielkości nie będą prezentowały się gorzej. Jeśli rzeczywiście tak się stanie, to otrzymamy kolejne sygnały potwierdzające złe perspektywy dla naszej giełdy. Do strony podażowej przyłączałyby się kolejne grupy inwestorów, którym nie udało się zarobić na akcjach. Dopóki jednak tych sygnałów nie ma, można w tym fakcie upatrywać szansy dla rynku na ustabilizowanie się, a później na doprowadzenie do odbicia.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy