Mimo niewidzianej od połowy minionego roku skali zniżek chętnych do kupowania akcji wciąż jest niewielu. Poprawę nastrojów zawdzięczaliśmy bierności podaży. Świadczyły o tym znacznie mniejsze niż w poprzednich dniach obroty. Na tej podstawie trudno jednak budować nadzieje na powrót lepszych czasów w niedalekiej przyszłości. Realne jest zagrożenie, że jak tylko pojawią się złe wiadomości, podaż znów przybierze na sile. Przyczyn mniejszej jej aktywności w piątek można było upatrywać w skali wcześniejszej wyprzedaży, która była jedną z największych na świecie. Kolejne dni będą upływać pod znakiem wpatrywania się w zagraniczne parkiety. Trudno będzie o inną filozofię działania. Przecena nie jest jeszcze na tyle silna, by poprawić atrakcyjność wycen naszych spółek. Inwestorzy zapewne mają też nadal kłopoty ze zdiagnozowaniem prawdziwych przyczyn pogorszenia nastrojów. A od tego zależą rokowania na przyszłość. Jeśli mamy do czynienia jedynie z cyklicznym wzrostem awersji do ryzyka, to wydarzenia mogą potoczyć się szybko, ale i kapitał niedługo zacząłby wracać na najbardziej przecenione rynki. Jeśli jednak podstawą wyprzedaży są czynniki fundamentalne, związane z ponownymi obawami o stan amerykańskiej gospodarki, to przesilenie potrwa dłużej. Na razie więcej wskazuje na ten drugi wariant. W dłuższym czasie ważną kwestią będą też reakcje posiadaczy udziałów w funduszach inwestycyjnych. Mniej chodzi tutaj o samą skalę zniżki, bo tę doradcy klienta będą mogli łatwo zbyć obietnicą zysków w dłuższym terminie. Jednak gdyby sytuacja na parkiecie nie poprawiała się, to coraz więcej osób będzie czuło dysonans między zyskami obiecywanymi przez reklamy a rzeczywistymi wynikami. Od maja 2006 r. indeks WIG zyskał 13 proc. Licząc od średniego poziomu WIG w kwietniu, jest to około 20 proc. To kilkudziesięcioprocentowych zysków z reklam jest więc dość daleko. Inną zagadką jest segment mniejszych firm - przeżywały największy szturm kupujących, wyceny są najbardziej wyśrubowane, co skłania do realizacji zysków. Równocześnie wśród akcjonariuszy są głównie krajowe podmioty, a spółki są uzależnione od kondycji naszej gospodarki, co daje im szanse na obronę przed dekoniunkturą.