Związki zawodowe po wczorajszych rozmowach z rządem mówią, że widać pewien krok naprzód w sprawie akcji pracowniczych w sektorze elektroenergetycznym. Mimo to wiele wskazuje, że 16 marca kilka tysięcy osób przyjedzie do Warszawy na demonstrację.
Kwestia ustawy o akcjach pracowniczych w branży elektroenergetycznej jest w tym momencie jednym z głównych problemów, które blokują realizację programu przekształceń dla tego sektora. Rząd obiecał pracownikom, że bezpłatnie przydzielone im akcje w macierzystych spółkach będą mogli zamienić na walory czterech energetycznych koncernów.
Okazało się jednak, że operacja ta jest bardzo skomplikowana pod względem prawnym. Sprawę utrudnił fakt, że kierowane przez ministrów Piotra Woźniaka i Wojciecha Jasińskiego resorty skarbu i gospodarki nie mogły zgodzić się co do projektu ustawy o akcjach pracowniczych. Po wielu bojach do dalszych prac przekazany zostanie zaakceptowany wstępnie przez związkowców dokument przedstawiony przez MSP. - Mamy pewne uwagi, ale jego ogólna ocena wypada pozytywnie - mówi Eugeniusz Jaroszewski, przewodniczący Sekcji Krajowej Elektrowni i Elektrociepłowni NSZZ "Solidarność".
Nie wszyscy są jednak entuzjastami projektu. Zdaniem części związkowców, sprawa akcji pracowniczych zostanie ostatecznie rozstrzygnięta dopiero, gdy ustawę podpisze prezydent, a Trybunał Konstytucyjny jej nie zakwestionuje. Te obawy sprawiają, że pracownicy energetyki nadal chcą strajku.
We wczorajszym spotkaniu z nimi wziął udział nowy wiceminister gospodarki Krzysztof Tchórzewski. Zdaniem związkowców, jego postawa daje szanse na to, że zmieni się podejście resortu gospodarki do dialogu z energetykami. Dotychczas, zdaniem związków, było ono lekceważące.