Do najwyższego w tym roku poziomu 62,5 USD za baryłkę wzrosły wczoraj notowania ropy naftowej w Londynie. Rynek zareagował w ten sposób na raport amerykańskiego Departamentu Energii, który poinformował o niespodziewanym spadku zapasów ropy w krajowych magazynach. W minionym tygodniu stan rezerw zmniejszył się o 4,85 mln baryłek, do 324,2 mln baryłek. Specjaliści oczekiwali wzrostu zapasów - średnia szacunków wynosiła 1,8 mln baryłek - ponieważ w części amerykańskich rafinerii rozpoczęły się już prace konserwacyjne, przygotowujące je do większego zapotrzebowania na paliwa na wiosnę, gdy kierowcy wsiądą do aut po przerwie zimowej. W tej sytuacji zakłady powinny były tymczasowo zmniejszyć przerób surowca.
Bardziej od prognoz spadły też zapasy samej benzyny - o 3,75 mln baryłek przeliczeniowych, wobec oczekiwanych 1,5 mln baryłek. Spadek cen ropy, towarzyszący globalnej wyprzedaży akcji i obawom o spowolnienie wzrostu w największych gospodarkach, okazał się więc jedynie chwilowy. Na ewentualną dalszą zwyżkę nie będą mieć wpływu już raczej czynniki pogodowe, ponieważ zima na półkuli północnej, na której leżą zużywające najwięcej paliw grzewczych USA i Europa, dobiega końca.
Wciąż jednak obawy inwestorów podgrzewa nierozwiązany konflikt wokół Iranu, czwartego co do wielkości producenta ropy, który nie chce ugiąć się pod naporem państw Zachodu i przerwać prac nad energią jądrową. Nie wiadomo, jak na Teheran wpłyną wysuwane przez amerykańskich kongresmenów żądania, by sankcjami obłożyć koncerny zaangażowane w irański sektor naftowy.