W tempie 11,4 proc. rozwijała się w zeszłym roku gospodarka Estonii. W całej Unii Europejskiej szybsze tempo - 11,9 proc. - osiągnęła tylko sąsiednia Łotwa.
Większość miejscowych ekonomistów zgadza się, że spada groźba przegrzania gospodarki. W ostatnich trzech miesiącach ub.r. produkt krajowy wzrósł o 10,9 proc., o prawie pół punktu procentowego mniej niż w III kwartale. Według Anne Karik-Uustalu z banku Sampo, punkt kulminacyjny rozwoju został osiągnięty latem.
Jednak zmartwieniem władz pozostaje wysoka inflacja. W lutym znów przyspieszyła, osiągając 4,7 proc. Zbyt szybki wzrost cen zmusił rząd Estonii do przełożenia daty przystąpienia kraju do strefy euro.
Zgodnie z unijnymi kryteriami konwergencji, maksymalny pułap inflacji w kraju pretendującym do przyjęcia wspólnej waluty wynosi obecnie 2,86 proc. W tej sytuacji gabinet Andrusa Ansipa przyznał, że zakładane jeszcze niedawno wejście Estonii do Eurolandu 1 stycznia 2008 r. jest zupełnie nierealne. Obecnie mówi się o 2010 r.
Z problemem inflacji będzie musiał zmierzyć się nowy rząd. Wybory parlamentarne z 7 marca wygrała kierowana przez Ansipa prawicowo-liberalna Estońska Partia Reform. Razem z dotychczasowym koalicjantem, Związkiem Ojczyzna, dysponuje połową miejsc w parlamencie. Gdyby w skład rządu weszła socjaldemokratyczna Partia Centrowa, można by oczekiwać rozpoczęcia kolejnej debaty nad przyjęciem euro.