Dyskusja na temat członkostwa Polski w strefie euro, która była niezwykle gorąca jeszcze kilka lat temu, po przyjściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości nieco przygasła, ale ostatnio znów widać, że się ożywia. Powód jest prosty - co pewien czas pojawiają się nowe problemy, które mogłoby rozwiązać właśnie przyjęcie przez Polskę wspólnej waluty.
Niedawno przetoczyła się przez naszą prasę fala "eurokomentarzy" związanych z tym, że Polska będzie organizować za kilka lat Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. Komentatorzy zwracali uwagę, że dodatkowe (albo raczej - przyspieszone) wydatki, na jakie będzie musiał zdecydować się rząd, mogą spowodować wzrost deficytu finansów publicznych i niespełnienie przez nasz kraj jednego z kryteriów z Maastricht. To zaś opóźniłoby wymianę złotego na euro.
Teraz pojawia się kolejna sprawa - dostrzeżono, że aprecjacja złotego może "skonsumować" znaczącą część pieniędzy, jakimi w najbliższych latach obdaruje nas Unia Europejska. Ponieważ chodzi o niebagatelną kwotę 67 mld euro, to nawet kilkuprocentowy wzrost kursu naszej waluty będzie oznaczał, że w przeliczeniu na złote kwota dotacji okaże się mniejsza, niż mówiono jeszcze rok temu.
To są tylko dwa przykłady. Z zainteresowaniem czekam na to, ile podobnych znajdzie powołany niedawno w NBP zespół, który ma zbadać korzyści i koszty związane z przystąpieniem do strefy euro. Pewnie ich nie zabraknie.