W telewizorze, ulubionym miejscu wizyt parlamentarzystów, pewien poseł lewicy socjaldemokratycznej, czuły zapewne na biedę i dyskryminację ubogich, przyznał niegdyś otwarcie, że uposażenie parlamentarzysty nie zapewnia sensownego utrzymania. W ten sposób, jeśli mnie pamięć nie myli, tłumaczył, dlaczego jego klubowy kolega tkwi w jakimś konflikcie interesów. Jak się okazało, z tego samego powodu większość posłów lewicy tkwiła w jakimś nędznym konflikcie interesów, nierzadko także w konflikcie z prawem.
Ale poseł ten miał rację niewątpliwie. Na dowód: nasza "Parkietowa" niedawna analiza portfeli wszystkich parlamentarzystów - i posłów, i senatorów. Widać to też na konkretnych przykładach. Parlamentarzysta prawicowy, reżimowy nawet, którego oświadczenie majątkowe analizowałem przed rokiem, wpisał w nim 5 tys. zł. I nic więcej. Nic. Widocznie takie właśnie oszczędności zgromadził ów człowiek przez kilka miesięcy posłowania. Stolec samorządowy, stołeczno-dzielnicowy - równie (nie) dobrze opłacany, a zajmowany przezeń przez kilka lat - nie zapewnił mu najwyraźniej żadnych nadwyżek finansowych. Podobnie jak i wcześniejsze, niepolityczne, zajęcia, które porzucił, niestety, w trosce o los kraju, a ze szkodą dla biznesu. Czego się jednak nie robi dla ojczyzny, nawet jeśli trzeba przymierać głodem.
Parlamentarzysta polski - bez wzgl´du na barwy partyjne - nie moýe ýyç godnie, bo budýet pa?stwa mu na to nie pozwala. Ale ýe dobro ojczyzny ma na wzgl´dzie, nie strajkuje jak lekarz lub nauczyciel. Jeszcze nie. Co b´dzie dalej, nie jest pewne, zw?aszcza ýe bezduszne pa?stwo niszczy niepisany, wieloletni spo?eczny konsensus i nie pozwala juý na cichy urobek na boku ani w przychodni szpitalnej, ani w sejmowych kuluarach. O czym wiedzà juý równie dobrze i chirurg G., i biznesmen Marek D. i by?y pose? Andrzej P., podobno rzeczywiÊcie przymierajàcy g?odem i proszàcy niedawno parlament o zrzutk´ na adwokata czy innà zapomog´.
Państwo, nawet jeśli o tym jeszcze nie wie, ma więc kłopot nie tylko z lekarzami, nauczycielami i tradycyjnie już kolejarzami czy górnikami, ale też i samo z sobą, czyli ze swoją władzą ustawodawczą. Część problemów rozwiąże zapewne szykowana porządna lustracja majątkowa, która władzę obejmie w szczególności. Ona odpowie na pytanie, za co i jak władza żyje. I gdzie dla kogo zaczyna się granica ubóstwa. Ale to tak, jakby powiedzieć A, nie mówiąc B. Dlatego trzeba wrócić rychło do pomysłu abolicji. Mogłaby objąć nie tylko polityków, ale także lekarzy, tudzież innych społecznych pariasów. Gdyby tak jeszcze połączyć lustrację majątkową nie tylko z abolicją podatkową, ale i amnestią korupcyjną. Atmosfera w szeroko pojętej budżetówce z pewnością stałaby się zdecydowanie lepsza, a protesty słabsze.
Drobna opłata od abolicji i amnestii mogłaby rozwiązać problem pieniędzy na podwyżki dla tych, mimo wszystko wielu, lekarzy czy nauczycieli, których dochody - wszystkie dochody - rzeczywiście są skromne lub okupione pracą na kilku etatach. I już nie trzeba by się było martwić dodatkowymi obciążeniami budżetu ani ryzykiem spowolnienia tempa rozwoju gospodarczego.