Jest to dosyć prawdopodobne. Natomiast jest jedna zasada nadrzędna. Banki centralne nie powinny nigdy podejmować decyzji inwestycyjnych w taki sposób, którego efektem byłoby "ruszanie" rynkami finansowymi. Bardzo ważnym celem jest to, by nie zaburzać mechanizmu rynkowego. Oczywiście, nasze rezerwy nie są aż tak duże, by to był poważny problem. Ale potrafię sobie wyobrazić sytuacje, w których - gdybyśmy dywersyfikowali nasz portfel, uwzględniając inne waluty - musielibyśmy zwracać na to uwagę. Banki centralne powinny być obecne na najbardziej płynnych rynkach. Ale ponieważ nasz poziom rezerw jest duży, to można myśleć o zejściu częściowo z najbardziej płynnych rynków na te, które również są płynne, ale w nieco mniejszym stopniu.
A jakie są plany, jeśli chodzi o różne typy instrumentów?
Ta "podróż dywersyfikacyjna" banków centralnych nawet szybciej idzie w kierunku dywersyfikacji instrumentarium inwestycyjnego, a troszkę wolniej w kierunku różnych walut. Tu banki centralne są w bardzo różnych stadiach rozwoju. Są takie, jak szwajcarski, który ma w portfelu również akcje. Dużo wyższy apetyt na ryzyko niż banki europejskie mają banki centralne z Azji. One inwestują w akcje, w obligacje korporacyjne, mają doświadczenia z przekazywaniem części rezerw w zarządzanie innym podmiotom. Z różnym skutkiem, ale per saldo korzyści są bardzo duże.
NBP również bierze pod uwagę takie inwestycje?
My również będziemy stopniowo różnicowali instrumentarium, które wykorzystujemy. W palecie instrumentów, które będziemy analizowali, jest wszystko, co wykorzystują banki centralne. Jednak proces dywersyfikacji będzie postępował stopniowo. Obecnie mamy inwestycje w bardzo bezpieczne instrumenty o ratingu AAA, od pewnego czasu ten dopuszczalny rating został obniżony do AA. Stopniowo będziemy uwzględniali kolejne klasy aktywów. Ja sobie wyobrażam, o ile oczywiście zgodzi się na to zarząd NBP, który decyduje o tego typu sprawach, że w perspektywie powiedzmy dwóch lat możemy inwestować w obligacje zabezpieczone aktywami czy w obligacje korporacyjne.
Kiedy NBP zacznie inwestować rezerwy walutowe w akcje?
Akcje to raczej dłuższa historia. Ale gdy wejdziemy do strefy euro i rezerwy stracą większość funkcji stabilizacyjnych i związanych z polityką kursową, to wówczas z pewnością trzeba będzie rozmawiać o innych klasach aktywów, być może także akcjach.
W niektórych krajach - ich liczba systematycznie się powiększa - istnieją "fundusze przyszłych pokoleń". To w praktyce rezerwy walutowe, które często są zarządzane prawie jak fundusze inwestycyjne. One inwestują nierzadko nawet w ryzykowne aktywa. Czy jest szansa na stworzenie takiego podmiotu u nas?
Trzeba najpierw ustalić, w jakiej perspektywie czasowej on mógłby powstać. Na pewno nie przed momentem wejścia do strefy euro. Zanim znajdziemy się w unii walutowej, będziemy potrzebowali dużych rezerw, by być w stanie spełnić kryterium stabilności kursu walutowego, co jest potrzebne, by być przyjętym do strefy euro. W tym czasie nie wyobrażam sobie żadnych zmian instytucjonalnych. Można oczywiście dyskutować, ale jakiekolwiek zmiany mogą nastąpić dopiero potem.
Jak taki fundusz mógłby funkcjonować?
Na świecie są różne rozwiązania. Bank centralny ma swoje ograniczenia. To jest instytucja, gdzie osoby, które zajmują się zarządzaniem rezerwami, funkcjonują w określonej siatce płac. Nie ma typowego systemu motywacyjnego jak w instytucji komercyjnej. W Europie wyjątkiem jest bank centralny Norwegii. Ale też nie wiem, czy będziemy w stanie stworzyć jakąś inną instytucję publiczną, która z zarządzaniem rezerwami radziłaby sobie lepiej niż bank centralny, gdzie sposób zarządzania rezerwami jest w 100 procentach oparty na kryteriach merytorycznych.
Tak wygląda teoria.
Ale ona ma umocowanie w konstytucji i ustawie o NBP, które gwarantują bankowi centralnemu niezależność. Poza tym horyzont czasowy, w jakim my podejmujemy decyzje, jest znacznie dłuższy od perspektywy, jaką posługują się elity polityczne. Jeżeli udałoby się po wejściu do strefy euro stworzyć instytucję, która ma wieloletni horyzont inwestycyjny - tu można podać przykład nie tylko Norwegii, ale i wielu biednych krajów afrykańskich - byłoby również bardzo dobrze. W tej chwili nie przesądzam żadnego rozwiązania, bo jesteśmy dopiero na początku bardzo ważnej debaty, która toczy się w wielu krajach. Potencjalne skutki decyzji podjętych w efekcie takiej dyskusji mogą być w długim terminie bardzo dobre dla kraju. Może zabrzmi to zbyt podniośle, ale pamiętajmy, że to nie są decyzje ważne dla nas, ale przede wszystkim dla naszych dzieci i ich dzieci.
Dziękuję za rozmowę
fot. A. Węglewska
Jak lokujemy
rezerwy
walutowe
Największą część rezerw NBP ma ulokowane w papierach wartościowych. Są to najczęściej obligacje krajów o najwyższej wiarygodności kredytowej. W końcu ubiegłego roku papiery wartościowe stanowiły niemal 75 proc. rezerw walutowych naszego banku centralnego. 18-proc. udział miały "rachunki bieżące i depozyty". 4,3 proc. naszych rezerw stanowiło z kolei złoto. Wartość zasobów złota podlega dość dużym wahaniom, jednak przez przynajmniej pięć ostatnich lat nasz bank centralny praktycznie nie zmieniał ilości kupionego złota - cały czas jest to około 3,3 mln uncji.
Najnowsze oficjalne dane na temat struktury walutowej rezerw NBP dotyczą 2005 r. (dane za ub.r. będą znane w najbliższych dniach, gdy bank centralny opublikuje sprawozdanie finansowe). Wynika z nich, że największą pozycję stanowiły papiery wartościowe denominowane w dolarach amerykańskich (było to ponad 41 proc. całej kwoty rezerw). Dodatkowo lokaty w dolarach stanowiły 7,4 proc. rezerw. Papiery wartościowe w euro odpowiadały za 34,7 proc. rezerw NBP, a w połączeniu z lokatami w euro było to 41,3 proc. rezerw. Funt brytyjski miał 10-proc. udział w rezerwach, z czego 6,9 proc. przypadało na papiery wartościowe.
Do biliona dolarów, jaki mają Chiny, jeszcze nam daleko
Rezerwy dewizowe to "zapasy" zagranicznych walut, których zarządzaniem zajmują się banki centralne. Rezerwy są potrzebne w sytuacjach kryzysowych. Pozwalają stabilizować kurs walutowy (pozwalają bankowi centralnemu na dokonywanie interwencji na rynku walutowym) czy spłacać zadłużenie wobec obcych państw.
Banki centralne gromadzą rezerwy dzięki napływowi zagranicznego kapitału. Inwestorzy skłonni zainwestować w danym kraju albo firmy chcące kupić tam towary muszą wymienić swoje waluty na walutę lokalną. Jeśli bank centralny nie chce doprowadzić do aprecjacji własnej waluty, musi skupywać nadwyżki z rynku. To zaś prowadzi do zwiększenia skali rezerw. W tej chwili największe rezerwy walutowe mają Chiny. Ich wartość przekracza już 1,2 biliona dolarów. Stanowią one przeszło jedną piątą rezerw wszystkich banków centralnych na świecie. Blisko 900 mld dolarów wynoszą rezerwy Japonii. Na trzecim miejscu jest Rosja, której rezerwom udało się ostatnio przekroczyć 400 mld dolarów. Przez ostatnie dwanaście miesięcy rosyjskie rezerwy wzrosły o niemal dwie trzecie.
Rezerwy walutowe Narodowego Banku Polskiego wynosiły w końcu maja 55,2 mld dolarów. Miesiąc wcześniej było to 52,1 mld dolarów, a bez uwzględnienia zasobów złota - te dane są prezentowane na wykresie - 49,6 mld dolarów.