Nie ma wątpliwości, że WIG20 znajduje się w średnioterminowym trendzie wzrostowym. Nawet jeśli pokonanie ostatniego szczytu (3755 pkt) nie wywoła euforycznej zwyżki, to i tak nie ma zasadniczych wątpliwości co do kierunku zmian indeksu w nadchodzących tygodniach i miesiącach. Co musiałoby się stać, aby indeks dużych spółek pogrążył się w głębokiej korekcie, skoro takiego negatywnego efektu nie wywołał nawet skokowy wzrost rentowności amerykańskich obligacji, czyli czynnik, który zazwyczaj uważany jest za "niszczycielski" dla rynków wschodzących? Tym bardziej w mocy pozostaje hipoteza o poziomie docelowym dla WIG20 na wysokości 4000 pkt (co wynika z majowej formacji flagi). Po drodze do tego poziomu można się oczywiście spodziewać przejściowych perturbacji, takich jak ostatnia, zakończona właśnie kilkudniowa korekta.

Droga do 4000 pkt nie będzie prosta, a pokonanie tego poziomu może się okazać jeszcze większym wyzwaniem z powodu dość wygórowanych wycen banków, czyli sektora, który jest podporą hossy dla WIG20. Przeciętny wskaźnik C/Z dla wszystkich banków (nie tylko z WIG20) oscyluje ostatnio wokół 25 i zdecydowanie odbiega w górę od średniej z ostatnich kilkunastu miesięcy. Co prawda, sam ten fakt nie gwarantuje jeszcze zatrzymania trendu zwyżkowego w branży (na krótką metę ważniejsze mogą okazać się nastroje), ale z pewnością może wpłynąć na jego spowolnienie.

Niewiadomą jest natomiast rozwój wydarzeń na rynku miedzi, który zadecyduje o notowaniach KGHM - spółki, która tradycyjnie należy do grona tych, które przesądzają o kierunku zmian WIG20. Cena czerwonego metalu znajduje się obecnie w trendzie bocznym. Są jednak pewne szanse na wybicie ponad szczyt z początku miesiąca, które zaowocowałoby powstaniem formacji przypominającej podwójne dno. To z kolei dawałoby szansę na powrót notowań do poziomu bliskiego majowemu szczytowi (8320 USD za tonę). Za takim scenariuszem przemawia ciągły spadek zapasów miedzi w magazynach monitorowanych przez londyńską giełdę. Właśnie stopniały one poniżej

120 mln ton.