Eksport nieco słabnie
Obroty handlu zagranicznego zwiększają się szybko, chociaż już w tempie nie tak szybkim, jak w poprzednich latach, a przyrost eksportu jest wolniejszy niż importu. W I kwartale 2007 r. eksport liczony w euro (w ujęciu rzeczowym) był o 14,2 proc. wyższy niż przed rokiem, podczas gdy w latach 2004--2006 jego średni roczny wzrost wynosił 22,5 proc., natomiast import w tym czasie zwiększył się odpowiednio o 14,7 proc. i o 18,3 proc.
W I kwartale zwraca uwagę bardzo duży (o ponad 34 proc.) wzrost eksportu do krajów Europy Środkowej i Wschodniej, wynikający z dynamicznego rozwoju tych gospodarek i perspektyw dalszej poprawy koniunktury. Ponadprzeciętny (14,4 proc.) wzrost eksportu zanotowano także do Unii Europejskiej, której udział w całym naszym eksporcie przekroczył już 80 proc.
Wbrew obawom szybki wzrost gospodarki i dynamicznie rosnące wynagrodzenia - nie zawsze znajdujące uzasadnienie w poziomie wydajności pracy - nie wywierają, jak dotychczas, nadmiernej presji inflacyjnej. W kwietniu, w porównaniu z kwietniem ubiegłego roku, ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 2,3 proc. kształtując się poniżej środka przedziału celu inflacyjnego określonego przez Radę Polityki Pieniężnej (2,5 proc.). Najbliższe miesiące powinny przynieść dalszy spadek cen i dopiero pod koniec roku impuls inflacyjny może być silniejszy. Antyinflacyjnie oddziaływać będą przede wszystkim: wzrastająca konkurencja na rynku towarów i usług, silny złoty, zwiększający się import, a w przypadku lepszych niż w ubiegłym roku warunków agrometeorologicznych - duża nadpodaż produktów roślinnych. Natomiast, ze względu na pogarszającą się opłacalność chowu trzody chlewnej i spadek jej pogłowia, ceny wieprzowiny mogą być w końcu tego roku co najmniej o 10 proc. wyższe niż przed rokiem. Proinflacyjny wpływ może także mieć sytuacja na światowym rynku paliw.
Bezrobocie
już nie jest groźne
Systematycznie zwiększa się popyt na pracę. Efektem tego jest coraz szybszy wzrost zatrudnienia, który w sektorze przedsiębiorstw w 2006 r. wyniósł 3 proc., a okresie styczeń-kwiecień br. dalsze 4,2 proc. Jednocześnie liczba ofert pracy zgłaszana przez pracodawców do urzędów pracy przekroczyła w końcu kwietnia 126 tys. i była o 18,4 proc. większa niż w analogicznym miesiącu 2006 r. W rezultacie spada bezrobocie, a Polska stała się krajem, w którym poprawa na rynku pracy następuje najszybciej wśród krajów europejskich. Jeszcze w 2002 r. stopa rejestrowanego bezrobocia wynosiła u nas 20 proc., a końcu 2007 r. może nie przekroczyć 12 proc. Oczywiście wpływ na ten stan wywiera emigracja zarobkowa, ale szczególnie znaczący jest przyrost nowych miejsc pracy, głównie w usługach - najbardziej pracochłonnym sektorze gospodarki.
Rynek pracy staje się szybko rynkiem pracowników, a nie pracodawców. Coraz więcej z nich sygnalizuje problemy ze znalezieniem osób o odpowiednich kwalifikacjach. Według badań koniunktury GUS, w budownictwie niedobór wykwalifikowanych pracowników deklarowało w marcu br. 52 proc. pracodawców (21 proc. przed rokiem), natomiast w przemyśle - ponad 25 proc. (12 proc. rok wcześniej).
"Ujemne saldo przychodów z prywatyzacji"
Obserwowane obecnie szybkie tempo wzrostu gospodarczego wpływa dynamizująco na dochody budżetu państwa, które w okresie styczeń-kwiecień były o 28,1 proc. wyższe niż rok temu, przy wydatkach wzrastających o 13,4 proc. Efektem jest relatywnie mały deficyt (2,1 mld zł) - pięciokrotnie niższy od notowanego w ubiegłym roku. Mogłoby to oznaczać, że sytuacja finansowa państwa jest bardzo dobra. Niestety, taka ocena mija się z prawdą. Zwrócić bowiem należy uwagę na potrzeby pożyczkowe budżetu, tzn. kwotę pożyczek, które trzeba zaciągnąć, by sfinansować zaplanowane wydatki. Otóż kwotę tę, poza oficjalnym deficytem, określają także m. in.: współfinansowanie zadań realizowanych z udziałem środków Unii Europejskiej, a przede wszystkim koszty reformy systemu emerytalnego, klasyfikowane jako rekompensata dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych z tytułu składek odprowadzanych do otwartych funduszy emerytalnych. Składki finansowane powinny być z przychodów z prywatyzacji. Na rok bieżący przychody te zaplanowano jednak w wysokości tylko 3 mld zł, podczas gdy ich rozdysponowanie ma wynieść aż 15,3 mld zł. Powstał w ten sposób kuriozalny zapis "ujemne saldo przychodów z prywatyzacji", które musi być sfinansowane - podobnie jak deficyt budżetowy - głównie emisją skarbowych papierów wartościowych, wydatnie zwiększając potrzeby pożyczkowe budżetu. W okresie styczeń-kwiecień br. saldo to przekroczyło już 4,8 mld zł, łącznie więc z oficjalnym deficytem wyniosło 6,9 mld zł. Trzeba przy tym pamiętać, że są to kwoty netto, tzn. bez uwzględnienia potrzeb wynikających ze spłaty krajowych pożyczek wcześniej zaciągniętych - wykup obligacji i bonów skarbowych, na które trzeba zaciągać nowe pożyczki (wyemitować papiery skarbowe).
Wszystko to uwypukla pilną potrzebę dokonania zdecydowanych reform strukturalnych finansów państwa, ukierunkowanych na obniżenie deficytu i zahamowanie narastania długu publicznego. Rozszarpywanie owoców dobrej koniunktury - która nie będzie trwać wiecznie - doprowadzić może do drastycznej konfrontacji z rzeczywistym stanem naszych finansów.
fot. Andrzej Cynka
ekonomista