Dokonano kolejnego gwałtu na polskiej tożsamości narodowej, polskiej tradycji i polskiej kulturze. Jeszcze zanim wicepremier Giertych zorientował się, że "Pan Tadeusz" Adama Mickiewicza to tak naprawdę opowieść litewskiego kosmopolity o fetyszyście i pedofilu, podglądającym nieletnie dziewczynki biegające w przezroczystej bieliźnie po ogrodzie, kłam jeszcze wieszczowi zadała Unia Europejska. "Wódka to gdańska, napój miły dla Polaka" pisał poeta; dalej było o srebrzystym likworze i kapiącym z kryształowej butelki złocie, co każdy Polak rozumie i akceptuje. A teraz, z winy UE, zamiast delektować się szlachetnym trunkiem z kartofli i zboża, będzie skazany na picie wódkopodobnego świństwa z ananasów, kiwi czy - przepraszam za wyrażenie - z papai.
Problem receptury wódki odsłonił jeszcze kilka innych aspektów polskiej rzeczywistości gospodarczo-politycznej, które mogą zaważyć na trwałości rządzącej Polską koalicji. Premier chciał prawdopodobnie stanąć w obronie naszych interesów narodowych i zadeklarować, że jest gotów umrzeć za polską wódkę, czyli za procenty, ale w efekcie źle przygotowanych przez ministra rolnictwa materiałów, powiedział o umieraniu za pierwiastki, co wywołało w Europie dość powszechne grymasy. Fakt, że minister i wicepremier nie zdawał matury z matematyki (zresztą w ogóle nie zdawał) i nie odróżnia procentów od pierwiastków, nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem pomyłki.
Brak zdecydowanego odporu na zamach na polską wódkę ze strony wicepremiera Leppera to dowód postępującej deklasacji, a wręcz coraz szybszej alienacji polityka "Samoobrony" nie tylko z własnego ugrupowania, ale całej klasy społecznej, z której wyszedł. Pamiętamy przecież, jak szykujący wesele wnuczki Władysław Kargul i Kazimierz Pawlak rozmawiają o tym, że dla gości z miasta jest pędzona berbelucha, ale swoi będą woleli wódkę ze sklepu. Wicepremier wyraźnie stanął po stronie berbeluchy i miastowych. "Fakt" opublikuje pewnie wkrótce zdjęcie Andrzeja Leppera popijającego po wyjściu z solarium bimber z granatów i fig, w dodatku z włożoną do kieliszka papierową parasoleczką.
Oczywiście, także pozostałych Polaków ktoś będzie musiał nauczyć pić trunki pędzone z egzotycznych i nieznanych owoców i warzyw. Próba namówienia do tego znanej specjalistki od jedzenia bezów, byłej prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej, może się jednak nie powieść. Po powrocie męża do polityki pani Jola może obawiać się, żeby wódka z daktyli nie zaszkodziła byłemu prezydentowi na drugą goleń.
Ale największy dylemat i tak ma wicepremier Roman Giertych. Co ostatecznie począć z "Panem Tadeuszem"? Bo z jednej strony pedofil Tadeusz, w dodatku napastujący seksualnie staruszkę o imieniu Telimena, który zatruwa umysły młodych, a z drugiej Unia Europejska, przeciw której trzeba wyprowadzać na pole narodowe hufce. W imię obrony polskiej duszy. Nic, tylko się napić.