Informacja o większym od spodziewanego wzroście zapasów ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych w zeszłym tygodniu, o 6,9 miliona, do 349,3 milionów baryłek, pozwoliła zbić wczoraj jej notowania o ponad 1,5 proc. W Londynie płacono 70,7 dolara za baryłkę gatunku Brent. Ale ropa wciąż jest bardzo droga. W poniedziałek na zamknięciu osiągnęła cenę 72,18 dolara za baryłkę, najwyższą od sierpnia.

Ropa jest teraz o ponad 3 dolary droższa niż równo przed rokiem. Wówczas był to początek silnej fali wzrostowej (ponad 13 proc. w ciągu czterech tygodni), która doprowadziła notowania do rekordowych przeszło 78 USD za baryłkę w połowie lipca.

Powtórka oznaczałaby wzrost notowań wyraźnie ponad poziom 80 dolarów. Spekulują o tym analitycy. W najbliższym czasie sporo będzie zależeć nie tylko od wysokości zapasów w USA, lecz także od sytuacji w Nigerii, gdzie właśnie w sektorze naftowym rozpoczął się strajk. Nigeria jest czwartym co do wielkości dostawcą ropy do Stanów, ma tam instalacje m.in. koncern Chevron. Zanotował on straty

w produkcji po ataku nigeryjskich partyzantów w ciągu ostatniego weekendu. W dłuższym terminie o notowaniach na rynku ropy mogą decydować czynniki pogodowe. Rynek szykuje się na okres wzmożonej aktywności sztormów i huraganów,

które w ostatnich latach niszczyły platformy wiertnicze i instalacje naftowe m.in. na wodach i wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. Według brytyjskich meteorologów, w tym sezonie można spodziewać się 10 sztormów tropikalnych na Północnym Atlantyku, w porównaniu ze średnią 12,5 od początku lat 90. zeszłego stulecia.