Nagłośnienie podejrzeń o pazerność jednego z uznanych lekarzy wywołało pogorszenie klimatu wokół całej transplantologii oraz wszczęcie alarmu przez specjalistów od przeszczepów. W wyniku zarzutów, że bezinteresowność obarczanego dużym zaufaniem autorytetu medycznego nie jest tak czysta, jakiej od niego oczekiwano, ubywa potencjalnych dawców. Medialnego pieprzu dodało całej sprawie wmieszanie do wątku krowy, którą należy sprzedać, by zapłacić kopertowe za szansę na operację bez najmniejszej gwarancji sukcesu.
W przypadku inwestowania zachętą dla "dawców kapitału" są wymierne zyski oferowane przez rynki finansowe, a właściwie nadzieja na ich osiągnięcie w przyszłości, podbudowana wiarą w deklaracje profesjonalistów. W medycynie nadzieja jest czynnikiem wspomagającym powrót do zdrowia, ale opieranie leczenia wyłącznie na niej nazywane jest zazwyczaj szarlatanerią. Po czterech latach niezwykle silnej hossy nikt już nie śmie nazwać szarlatanerią zachęcania do inwestowania w akcje, choć rachunek prawdopodobieństwa i doświadczenia historyczne ustawiają najświeższych inwestorów w kolejce do amputacji lwiej części aktywów - ledwie z szansą na strajk służby zdrowia w dzień operacji.
Obecnie polski rynek akcji zdominowany jest przez kapitał zainwestowany za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych. Przeważają nuworysze, którzy nie przeżyli ani jednej bessy i nie do końca zdają sobie sprawę z czynników, które powinni brać pod uwagę, konstruując swój portfel aktywów.
Pisane drobnym drukiem ostrzeżenia o ryzyku, przed samym zabiegiem pozyskania nowego dawcy, są skutecznie zasłaniane w poczekalniach gabinetów inwestycyjnych za parawanami historycznych stóp zwrotu. Nieprzewidywalność rynku, rosnącego wbrew wszelkim ostrzeżeniom mniej optymistycznie nastawionych analityków, stwarza doskonałą atmosferę do przekonywania ostatnich nieprzekonanych.
Specjaliści odpowiedzialni za pielęgnację i pomnażanie cudzego majątku mają mniej ograniczeń prawnych i kanonów etyki zawodowej niż ich koledzy - lekarze od ciała i ducha. Dążenie do osiągania jak największych korzyści materialnych z tytułu opieki nad majątkiem "pacjenta" poprzez wyciśnięcie jak największych zysków z wpłacanych pieniędzy (czytaj opłat za zarządzanie) jest powodem do wyrażanej publicznie dumy, niezależnie od ryzyka, którym obarczane są aktywa. Klienci "są uprzedzani" o ryzyku i podejmują je na własną odpowiedzialność, a przede wszystkim za jak najbardziej własne pieniądze. Nikt ich nie informuje, że główny ciężar ryzyka ponoszą oni, a nie powiernik.