Niemal wszystkie firmy planujące ofertę publiczną i debiut na GPW korzystają z usług agencji public relations i investor relations. Firmy te są łącznikiem spółki w kontaktach z mediami i inwestorami. Nie należy to jednak do obowiązków spółki publicznej. Dlaczego więc emitenci decydują się na ten zakres doradztwa i jakie płyną z tego korzyści?
- Firmy coraz częściej nie utożsamiają naszej pracy jedynie z działaniami PR i promocją w trakcie IPO. W większości przypadków w zapytaniach ofertowych pojawiają się elementy długoterminowego pozycjonowania spółki oraz wsparcia w komunikacji po debiucie. Inaczej mówiąc - zarządy widzą, że przy konkurencji ponad 300 spółek na parkiecie przebicie się ze swoją "historią" może być trudne i dlatego wynajmowane są firmy doradcze - tłumaczy Piotr Talarek, partner zarządzający TBT i Wspólnicy. - Mamy obecnie dobrą koniunkturę na giełdzie. Jednak to, że "wszystko się sprzedaje", nie oznacza, że za oferowane akcje właściciel dostanie odpowiednią, czyli oczekiwaną cenę. Agencję PR warto zatrudnić nie po to, aby zorganizowała konferencję prasową, ale po to, aby sprzedać spółkę, maksymalizując jednocześnie wpływy z oferty- dodaje Wioletta Buczek, Financial PR Director w Edelman Polska. Nieco inne spojrzenie ma na ten temat Eliza Misiecka, dyrektor zarządzający agencji Genesis PR. Uważa, że olbrzymi popyt ze strony inwestorów sprawia, że działania PR nie są kluczowym elementem wspomagającym sprzedaż akcji. - W moim przekonaniu nie taka była i jest idea public relations. Istotą jest tu przede wszystkim przejrzysta i długoterminowa komunikacja ze wszystkimi grupami odbiorców, pozwalająca na ocenę spółki, jej perspektyw i planów rozwojowych. A zatem - działania public relations nie powinny koncentrować się na "sprzedaniu spółki", ale na zapewnieniu jej interesariuszom (inwestorom, mediom, partnerom, klientom, pracownikom) łatwego dostępu do rzetelnych i wyczerpujących informacji - tłumaczy.
Konkurencja rośnie...
Dobra koniunktura na rynku finansowym powoduje, że na parkiecie wciąż przybywa nowych spółek, a kolejka chętnych jest coraz dłuższa. Więcej ofert publicznych i większy tłok na parkiecie powoduje, że w wśród agencji public relations rozpoczął się okres żniw. Właściciele firm przyznają, że czasami nie nadążają z odpowiedziami na pytania ofertowe przyszłych debiutantów. Powoduje to, że agencji przybywa jak grzybów po deszczu. Jak wskazują przedstawiciele agencji, rosnąca konkurencja powoduje, że ceny za ich usługi nie rosną zbyt dynamicznie, a wręcz są niższe niż np. w latach 90. - Poziom kosztów stałych w małych dwuosobowych firmach, których biura nierzadko mieszczą się w mieszkaniach prywatnych, jest niższy, mogą więc pozwolić sobie na mniejsze stawki - tłumaczy Adam Kalkusiński, prezes CC Group. Spodziewa się on, że model "małych butików" będzie kontynuowany jeszcze przez około dwóch lat. - Małe firmy znikną z rynku wraz z końcem hossy - mówi. Podobnego zdania jest Eliza Miesiecka. - Naturalnie obraz rynku za kilka lat będzie uzależniony przede wszystkim od czynników makroekonomicznych - wzrostu gospodarczego i sytuacji na giełdzie. Z pewnością nadejdą "gorsze czasy", które przetrwają agencje oferujące najwyższy standard obsługi. Konsolidacja to raczej "pieśń dalszej przyszłości" - czeka nas bardziej w perspektywie 10 lat niż najbliższych 2-3 - twierdzi.
... bo popyt przewyższa podaż