W dość powszechnej opinii rozpoczęty właśnie ostatni tydzień miesiąca, kwartału i zarazem półrocza nie powinien przynieść spadków notowań. Wręcz przeciwnie, chęć "podciągnięcia" wyników inwestycyjnych przez fundusze i inne firmy zarządzające powinna raczej sprzyjać przynajmniej utrzymaniu obecnych poziomów kursów. Faktycznie, historia zdaje się potwierdzać, że końcówka czerwca jest na ogół pomyślna dla posiadaczy akcji.

Wystarczy przypomnieć, że to właśnie w drugiej połowie czerwca nadeszło wyjątkowo silne odreagowanie w ubiegłym roku. Zwyżkę w tym okresie zanotowano również w każdym z poprzednich lat hossy. Co nie znaczy, że dobre nastroje przedłużyły się również w każdym przypadku na kolejny miesiąc. W 2004 r. i 2006 r. lipiec przyniósł bowiem zmienne nastroje (co na marginesie potwierdza, że coś jednak jest na rzeczy, jeśli chodzi o "window dressing").

Potwierdzeniem tych przypuszczeń zdaje się być zresztą również przebieg wczorajszej sesji. Początkowy gwałtowny spadek WIG20 - będący echem kiepskich nastrojów na rynkach azjatyckich i piątkowych zniżek w USA - został bez większych przeszkód odrobiony. Po ustanowieniu sesyjnego maksimum byki postawiły na obronę odzyskanego terytorium. To wystarczyło, by na fiksingu wyciągnąć dużymi zleceniami kursy jeszcze bardziej. WIG20 prawie zdołał wyjść na plus. Ostatecznie sesja zapowiadająca się na kiepską okazała się potwierdzeniem siły byków. Tego rodzaju ruchy powrotne w górę są na naszym rynku najczęściej sygnałem ocieplenia nastrojów przynajmniej na parę kolejnych sesji.

Warto też zwrócić uwagę na zachowanie mWIG40, obrazującego zmiany notowań średnich spółek. Wczorajszy rekord indeksu może być sygnałem, że udało mu się wreszcie wybić z trendu bocznego, w jakim tkwił od początku czerwca. Dalszy ruch w górę wydaje się o tyle naturalny, że byłby zgodny z kierunku trendu nadrzędnego, który cały czas jest wzrostowy. To sugeruje, że sytuacja wraca do normy.