W ostatnich tygodniach amerykański rynek akcji przeżywa ciężkie chwile. Średnioterminowy trend wzrostowy zatrzymał się już na początku czerwca. Od tego czasu indeks S&P 500 rośnie co najwyżej przez parę dni, po czym w ciągu kolejnych kilku sesji traci cały ten dorobek. W efekcie w perspektywie średnioterminowej mamy do czynienia z trendem bocznym. Czy jest to zapowiedź większych kłopotów posiadaczy amerykańskich akcji, czy może jedynie przystanek na drodze ku kolejnym szczytom? Wydaje się, że jest więcej argumentów za ruchem w górę, niż w dół - przynajmniej jeśli chodzi o analizę techniczną. Po pierwsze, kierunek długoterminowej tendencji jest cały czas zwyżkowy. Wzrostowy jest więc w konsekwencji również prawdopodobny kierunek wybicia z obecnej konsolidacji.

To jeszcze nie wszystko. Do optymistycznych wniosków prowadzi analiza wykresu zmienności, obrazowanej przez wskaźnik ATR. Ostatnie tygodnie to okres rosnącej zmienności - w przeciwieństwie do drugiej połowy kwietnia i całego maja, gdy ATR był względnie niski i stabilny. Rzecz w tym, że w ostatnich latach takie nagłe skoki zmienności zapowiadały zawsze to samo - odbicie S&P 500. W ostatnich dwóch latach aż cztery razy powtórzył się specyficzny schemat wydarzeń. Wraz z silną korektą S&P 500 wskaźnik ATR mocno szedł w górę. Kiedy zmienność zaczynała maleć, zapowiadało to rychłe odreagowanie. Z tego punktu widzenia zbliża się dobry moment nie na sprzedaż, lecz na kupno amerykańskich akcji. Z decyzją taką warto wstrzymać się jednak do czasu przebicia przez S&P 500 poziomu oporu. Jest nim czerwcowy szczyt (1539 pkt). Ponieważ poziom ten nie jest zbyt oddalony od obecnych wartości S&P 500, czekanie na przebicie owego maksimum nie wiąże się z ryzykiem, że stracimy dużą część ruchu wzrostowego. Korzyść z czekania na wybicie z konsolidacji polega na tym, że nie ryzykujemy, że nie wejdziemy na rynek zbyt wcześnie - zanim S&P 500 zbierze siły, a zmienność wyhamuje.