Amerykańskie stopy procentowe prawdopodobnie znów się nie zmienią po kończącym się dzisiaj posiedzeniu Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC). Stoją w miejscu od czerwca zeszłego roku - główna stopa funduszy federalnych wynosi 5,25 proc. - a tak długiego braku aktywności po stronie Fedu nie obserwowano od lat 1997-1998.
Spotkanie FOMC, tym razem dwudniowe, jest poświęcone ocenie obecnej sytuacji gospodarczej w Stanach Zjednoczonych. Fed ma powody do niepokoju: rynek nieruchomości mieszkaniowych radzi sobie coraz gorzej, pogłębiają się problemy z ryzykownymi kredytami hipotecznymi, a koszty energii ostatnio znów były wysokie. Gospodarka w I kwartale wpadła w dołek, dopiero w kolejnych miesiącach znów może przyspieszyć. Fed mógłby jej pomóc, zmniejszając koszt kredytu, jednak martwi się możliwym wzrostem inflacji.
Przede wszystkim ton komentarza po posiedzeniu FOMC i zawarte w nim wskazówki co do przyszłości rozwoju gospodarczego będą interesować dziś analityków.
Bankierzy centralni wierzą, że przy obecnej inflacji (nieco ponad 2 proc. bez uwzględniania najbardziej zmiennych cen żywności i energii) wzrost gospodarczy w USA może sięgnąć 3 proc. Choć Ben Bernanke i jego koledzy z FOMC oficjalnych prognoz nie publikują, to na takie właśnie oczekiwania wskazują wypowiedzi m.in. szefów banków Rezerwy Federalnej w Chicago i Kansas City.
Tymczasem nawet ekonomiści samego Fedu, a także ekonomiści banków inwestycyjnych z Wall Street oceniają potencjalne tempo wzrostu na wyraźnie mniej. Specjaliści (m.in. z banków Lehman Brothers, JP Morgan), którzy w zeszłym roku oceniali tempo potencjalne na 3 proc., dziś szacują je na ok. 2,5 proc. Główna przyczyna to wolniejszy wzrost wydajności pracy, czego, jak twierdzą krytycy, Fed wydaje się nie dostrzegać. Od około roku wydajność rośnie w tempie 1,5 proc., zamiast 3 proc. obserwowanych wcześniej.