Kilka ostatnich wydarzeń skłania do zadania pytania, czy Polacy pracują za dużo i czy nie należy im się aby więcej wypoczynku, a mniej roboty. Te kilka ostatnich zdarzeń to:
- medialny szum wokół proponowanych przez rząd rozwiązań w zakresie systemu emerytalnego, których celem - nie wiadomo, w jakim stopniu znajdzie on odbicie w ostatecznej propozycji - powinno być ograniczenie możliwości przechodzenia na wcześniejsze emerytury i wydłużenie czasu pracy przeciętnego Polaka. Dziś mamy jednych z najmłodszych emerytów w Europie - co jest nie do utrzymania ani w perspektywie czekających nasz kraj zmian demograficznych, ani z punktu widzenia finansów państwa;
- kolejny "najdłuższy weekend nowożytnej Europy", tym razem trwający łącznie dziewięć dni - podczas których gospodarkę praktycznie zamknęliśmy na klucz (poza sektorem turystycznym), a trzy dni urlopu wystarczało na to, by zrobić sobie wakacje niewiele krótsze od pełnego letniego wyjazdu;
- wypowiedź prezydenta w sprawie potrzeby ustanowienia kolejnego święta państwowego - jak rozumiem, wolnego od pracy - albo 31 sierpnia, albo 12 września;
- rozstrzygnięte zwycięstwem Nicolasa Sarkozy?ego wybory prezydenckie we Francji, w czasie których wprawdzie żaden z kandydatów nie odważył się na otwarte zaatakowanie 35-godzinnego (najkrótszego w Europie) tygodnia pracy, ale zwycięzca obiecał francuskiej gospodarce wprowadzenie "tylnymi drzwiami" rozwiązań zachęcających do jego wydłużenia.