Złoto drożało wczoraj drugi dzień z rzędu. Przyczyniła się do tego przede wszystkim wysoka cena ropy naftowej. Chyba na dobre, a przynajmniej na okres letni, ustabilizowała się ona na poziomie przewyższającym 70 USD za baryłkę. O wczorajszej zwyżce cen tego surowca zdecydował raport Departamentu Energetyki, z którego wynika, że zapasy benzyny spadły w USA prawie o 750 tys. baryłek, a import ropy był najmniejszy od 10 tygodni. W rezultacie obecne zapasy benzyny są o 4,4 proc. mniejsze od pięcioletniej średniej. U progu sezonu urlopowego zapowiada to dalszy wzrost cen ropy, bo popyt będzie coraz większy. W takich warunkach i przy takich prognozach będzie się też zapewne zwiększał popyt na złoto traktowane jako zabezpieczenie przed inflacją. Jej niebezpieczeństwo dostrzegają także banki centralne. W Szwecji, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii podniosły już w tym roku stopy procentowe, by przeciwdziałać nadmiernemu wzrostowi cen konsumpcyjnych. Historia uczy, że rekordową cenę 850 USD za uncję złoto osiągnęło w 1980 r. po gwałtownym wzroście cen ropy spowodowanym kryzysem w Iranie.

Przy obecnym poziomie cen należy też oczekiwać większego popytu na złoto ze strony jubilerów i innych przetwórców tego metalu, którzy poziom poniżej 650 USD uważają za dobry do robienia zakupów.

W skali minionego tygodnia cena złota spadła o 3,25 USD. Na popołudniowym fixingu w Londynie uncja złota kosztowała wczoraj 647,25 USD w porównaniu z 645,70 USD rano. Przed tygodniem za uncję płacono 650,50 USD.