Strona polska nie wzięła wczoraj udziału w rozmowach o budowie elektrowni atomowej w Ignalinie na Litwie. Premier Jarosław Kaczyński odwołał swój udział w spotkaniu. Przełożył wizytę na 30 lipca. Jako oficjalny powód nieobecności naszego premiera podano przedłużające się rozmowy z walczącymi o podwyżki pielęgniarkami. Czy jednak to jest główny problem?
Wcześniej zapowiadano, że w Wilnie nastąpi podpisanie deklaracji czterech stron o budowie elektrowni. Z ostatnich wypowiedzi ministra gospodarki Piotra Woźniaka wynika jednak, że polski rząd postanowił nie podpisywać na razie deklaracji o budowie ze względu na zastrzeżenia co do warunków naszego udziału w tym atomowym projekcie.
Kwestia podziału ról
Pod koniec 2006 roku wszyscy czterej partnerzy rozmów deklarowali, że zgadzają się na objęcie równych udziałów. Miało zatem przypaść po 25 proc. zarówno dla Litwy, jak i dla Polski, Łotwy i Estonii. Ale pod koniec czerwca br. litewski parlament przyjął ustawę o budowie elektrowni atomowej, według której Litwa ma mieć 34 proc. udziałów, a pozostałe kraje po 22 procent. Ze strony polskiego rządu, jak i reprezentujących nasz kraj Polskich Sieci Elektroenergetycznych pojawiały się już sygnały, że taki rozkład udziałów również byłby dla nas do zaakceptowania. Można zatem przypuszczać, że chodzi o inne warunki współpracy: umowę akcjonariuszy, statut spółki czy kwestie wpływu na zarządzanie mocami elektrowni. - Chodzi o równe warunki dla wszystkich uczestników projektu - mówi P. Woźniak. - To nie oznacza wcale równego udziału. To jest cały katalog równego dostępu - dodaje.
Więcej czasu na dyskusje