Koniec marzeń, panowie - tymi słowami cara Aleksandra II można podsumować nadzieje tych, którzy liczyli, że reforma emerytalna ucywilizuje stosunki między ubezpieczonymi a instytucjami odpowiedzialnymi za świadczenia. Ci pierwsi zostali sprowadzeni do roli prostych dawców kapitału, a ci drudzy, dzięki reformie, będą zarabiać dalsze miliardy (mowa o bankach czy ubezpieczycielach) albo mają być zabezpieczeni przed ryzykiem bankructwa (w tym przypadku chodzi o ZUS oraz budżet państwa).
Skąd taki wniosek? Ano stąd, że po cichu - bo oficjalnie nie zostało to jeszcze ogłoszone - trwają prace nad wykreśleniem z projektów ustaw o wypłacie środków z II filaru zapisów o emeryturach małżeńskich. Ta jedyna forma, dająca choć namiastkę dziedziczenia środków w II filarze, ma zniknąć. Ponoć okazała się za trudna dla prawników i urzędników do przeprowadzenia.
Chodzi na przykład o sytuację, gdy małżonków dzieli spora różnica wieku (dla rządzących ten problem ma znaczenie, bo niektórzy z osób zaangażowanych w sprawę wypłaty pieniędzy mają młode żony). W sytuacji gdy starszy małżonek umiera już po zakończeniu pracy zawodowej, a wykupił świadczenie małżeńskie, trudno byłoby wyliczać i wypłacać emeryturę młodszemu małżonkowi. Na dodatek obie emerytury byłyby niskie - twierdzą przeciwnicy emerytur małżeńskich.
Jak napisał kiedyś Stefan Kisielewski, socjalizm to taki ustrój, który walczy z problemami, które sam stworzył. I ta definicja idealnie pasuje do nowego systemu emerytalnego - jest z gruntu socjalistyczny, bo próbuje rozwiązywać problemy tworzone przez siebie. W omawianym przykładzie sztucznym problemem jest świadczenie. Bo przecież znacznie łatwiej byłoby załatwić sprawę, gdy uzna się, że w razie śmierci starszego młodszemu małżonkowi przysługują pieniądze, a nie emerytura. Czyli pieniądze z konta zmarłego byłyby dzielone na przykład po połowie - jedną wdowa czy wdowiec dostaje jako odszkodowanie w formie gotówki, druga zaś czeka na zakończenie pracy zawodowej na zamkniętym rachunku w zakładzie emerytalnym albo jest przesyłana z powrotem do OFE. Po jego czy jej przejściu na emeryturę świadczenie liczone jest na nowo. Ten sam system można przyjąć w przypadku małżonków w zbliżonym wieku.
Jeszcze prostszym rozwiązaniem byłoby uznanie, że II filar ubezpieczeń społecznych swoje zadanie kończy w chwili przejścia klienta na emeryturę. Wtedy dostaje on przelewem pieniądze z OFE i sam decyduje, jaki produkt emerytalny go interesuje. Czy chce żyć z lokat bankowych, czy inwestować w fundusze czy też swoje pieniądze rozdać.