Rynek pierwotny - sprzedaż akcji przez spółki wchodzące na giełdę - kwitnie. Debiutanci zapewniają gigantyczne zyski uczestnikom ofert publicznych. Zapewne część nowych inwestorów z tego powodu dołączyła do giełdowej społeczności. Część - w przypadku banków oferujących proste usługi maklerskie - być może znalazła się w grupie inwestorów tylko z tego powodu, że obok zwykłego konta bankowego zdecydowała się "jednym pociągnięciem" długopisu lub komputerowej myszy otworzyć komplementarny rachunek inwestycyjny i czasem nawet z niego skorzystać.

Z drugiej strony, zwróćmy uwagę, że nie mamy wielkich, spektakularnych ofert publicznych, takich jak dawniej oferta Orlenu, Telekomunikacji Polskiej czy PKO BP. Zapewne więc to nie oferty są główną przyczyną wzrostu liczby rachunków maklerskich. Ponadto, liczba ta rośnie nie tylko w bankowych "supermarketach".

To oznacza jedno - inwestorów nam przybywa, i to dość szybko. Zwłaszcza inwestorów internautów, którzy są aktywniejsi niż pozostali. Po trochu ożywają też martwe wcześniej konta. I najważniejsze - to wszystko dzieje się w sytuacji, kiedy miliony Polaków zdecydowały się inwestować na giełdzie za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych, a nie bezpośrednio. Nieprawdopodobny run na fundusze nie wróżył dobrze detalicznemu rynkowi usług maklerskich. Tymczasem okazuje się, że rynek finansowy pęcznieje - mocniej lub słabiej, ale jednak - we wszystkich segmentach. Ciekawe, co będzie dalej.