Po drugim z rzędu mocnym uderzeniu w dół w piątek za oceanem wzrosło prawdopodobieństwo odbicia naszego rynku na poniedziałkowej sesji. Gorszy scenariusz wystąpiłby wtedy, gdyby sesje w USA zamknęły się na niewielkich minusach. Wystąpienie przełomu byłoby wątpliwe w takiej sytuacji, a spadki oznaczałyby przedłużenie kiepskich nastrojów na kolejne sesje.
Na poranne niezłe nastroje wpływ miało także zamknięcie
w Tokio. Nikkei owszem, zareagował znacznym spadkiem na kolejne tąpnięcie w Nowym Jorku, ale tylko w pierwszej godzinie notowań. Potem systematycznie odrabiał straty
i zdołał się zamknąć na niewielkim plusie. Również giełda w Szanghaju zamknęła się wzrostem o 2,2 proc., ale rynek ten zignorował spadki
w USA już po raz drugi.