Końcówka sesji była bycza. Oczywiście w kontekście rozpoczęcia notowań, gdy przecena na rynku terminowym przekraczała 2 proc. To niskie otwarcie w trakcie dnia nie było już znacznie powiększone. Okazało się, że skala początkowej przeceny wyczerpała niemal cały potencjał niedźwiedzi do spadku cen. Podaż nie była w stanie na dłużej sprowadzić cen niżej. Jeśli byliśmy poniżej otwarcia, to jedynie na kilka chwil, by dość szybko znaleźć się wyżej. Brak pary po stronie podaży widać było także po niskiej aktywności. Pół godziny przed końcem sesji obrót przekroczył ledwie 600 mln złotych. Trzecia część obrotu na rynku kasowym została wyrobiona od 15.30.
Wydarzeniem dnia nie była tylko bierność podaży, ale także fakt, że po raz kolejny udało się wybronić przed trwałym zejściem pod poziom wsparcia. Jak pamiętamy obecnie, tym wsparciem był dołek z piątku. To wtedy miała miejsce pierwsza porażka niedźwiedzi. Wygląda na to, że wczoraj ponownie nie udało się zbić cen niżej. Czy można zatem mówić o końcu spadków, a tym samym i końcu korekty w hossie? Wydaje się, że na takie wnioski jest zbyt wcześnie. Zauważmy, że na razie oddalamy się od dołków, które zostały wyznaczone wczoraj. Nie jest wykluczone, że korekta spadku z poprzedniego czwartku wcale się nie zakończyła, a jedynie rozciągnie się w czasie. Wyjście cen nad poziom wtorkowych maksimów byłoby dobrym sygnałem, choć dopiero przebieg spadku po tym wyjściu mógłby być pomocny w określeniu kondycji kupujących. Jedno jest pewne. Dotychczasowa przecena nadal nie uprawnia do tezy, że hossa już się zakończyła.
Warto zapamiętać wczorajsze publikacje danych makro z raportem ADP na czele.
Zmiana liczby miejsc pracy w sektorze prywatnym okazała się dużo niższa od prognoz.
Oczywiście to jeszcze nie gwarantuje słabej wartości piątkowych danych o zmianie liczby miejsc pracy w sektorze pozarolniczym, ale mocno to uprawdopodobnia. Inna sprawa, jak rynek na te słabsze dane zareaguje.