Zakłady emerytalne będą zarabiać nie tylko na prowizji, która ma wynieść do 3,5 proc. wypłacanego miesięcznego świadczenia, ale będą miały również prawo do zatrzymania części wypracowanych zysków - wynika z opublikowanego przez MPIPS projektu ustawy o emeryturach kapitałowych. Fakt, że ustawa tworzy zakładom dodatkową możliwość zarobku, nie budzi kontrowersji. Jednak jej przepisy nie są precyzyjne i zdaniem ekspertów mogą być przyczyną specyficznej konkurencji między zakładami. Aby zarobić, zakłady będą zbyt łagodnie szacować ryzyko demograficzne, czyli tworzyć mniejsze rezerwy, licząc na krótsze życie klientów.
Nasi emeryci żyją krócej
Aby zagwarantować bezpieczeństwo wypłaty bieżących oraz przyszłych świadczeń emerytalnych, zakład musi wyliczać rezerwę i utrzymywać odpowiadający jej wysokości podstawowy fundusz emerytur kapitałowych. Jeżeli roczne sprawozdanie finansowe zakładu wykaże, że fundusz ten jest wyższy niż rezerwa (zakład będzie efektywnie inwestował pieniądze emerytów), 90 proc. nadwyżki zakład przeznaczy na zwiększenie świadczeń emerytalnych, a reszta, czyli 10 proc., trafi do wyrównawczego funduszu emerytur kapitałowych. Na ten fundusz składają się, oprócz wpływów z funduszu podstawowego, również środki własne zakładów oraz zyski z lokat. Jeżeli fundusz wyrównawczy przewyższy o 8 proc. wartość rezerwy, powstała nadwyżka stanie się przychodem zakładu emerytalnego.
Taka konstrukcja zapisu sprawia jednak, że zakład będzie miał pokusę utrzymywania rezerw na najniższym możliwym poziomie z dwóch powodów. Po pierwsze - założenie, że przeciętny czas trwania życia ubezpieczonych, czyli że będą oni żyli względnie krócej, pozwoli na wypłatę wyższych świadczeń i tym samym większe zyski zakładu z prowizji. Po drugie - im niższe rezerwy (co wiąże się bezpośrednio z bardziej łagodną kalkulacją ryzyka demograficznego), tym większa szansa na transfer z funduszu wyrównawczego.
Skomplikowane Êwiadczenia