Gdy Państwo czytacie te słowa, być może, wiadomo już, czy Samoobrona podjęła decyzję o wyjściu z koalicji, czy też w niej pozostała. Albo - czy dokonał się zapowiadany podział na stronnictwo obrony Andrzeja Leppera oraz na partię obrony posad i wpływów.

Z punktu widzenia polityki będzie to bardzo ważna decyzja. Bo to, co zrobi Samoobrona, spowoduje, iż będzie wiadomo, kiedy nastąpią nowe wybory. To z kolei oznacza nowe rozdanie władzy - zmienią się koalicje, obsada urzędów, priorytety.

A potem zacznie się od nowa walka. Bo jak się okazuje, nieważne jest, kto ma większość w Sejmie i jakie problemy Polska ma dookoła. Nie ma znaczenia, czy grozi nam odcięcie od rosyjskich dostaw ropy i gazu i czy Niemcy forsują swoją wizję hegemonii europejskiej, czy też może robią to w porozumieniu z Francuzami. Nie liczy się też fakt, że nasz kraj nie daje sobie rady z realizacją zobowiązań, które na siebie przyjął - bez względu na to, czy wynikają one z traktatów wspólnotowych, własnych deklaracji czy też nieodwzajemnionej od lat miłości rodaków do futbolu.

Najważniejszy jest zawsze front wewnętrzny, gdzie walczą ze sobą partie rządzące z opozycyjnymi, partnerzy w koalicji podgryzają się wzajemnie, a poszczególne frakcje w ugrupowaniach rządzących walczą o dominację nad innymi.

Więc - z punktu widzenia polityki - decyzja Samoobrony będzie miała spore znaczenie. Z punktu widzenia praktyki - niewielkie. Po rozpadającej się koalicji przyjdzie bowiem nowa, która - identycznie jak poprzednie - nie będzie w stanie dotrwać do końca kadencji. Nie załatwi też niczego, co zadeklarowała na początku istnienia.