Według naszych szacunków, udział kapitalizacji GPW w PKB przekroczył już wyraźnie 50 proc. (jest on na poziomie około 53 proc. - warto przypomnieć, że tzw. Agenda Warsaw City 2010 z 2004 r. zakładała osiągnięcie wartości 50 proc. tego wskaźnika w roku 2010). Do zbadania pozostaje, w jakiej, być może bardzo niewielkiej, ale jednak w jakiej części funkcjonowanie giełdy jako mechanizmu alokacji kapitału tworzy wzrost PKB. Intuicyjnie wydaje się bowiem już pewne, że GPW jest nie tylko barometrem gospodarki i beneficjentem wzrostu gospodarczego, ale że w sposób jednoznaczny w jakimś ułamku procentu współtworzy ten wzrost. Infrastrukturę rynku znajdującą się wokół GPW - a dotyczy to nie tylko ściśle rozumianego obrotu zorganizowanego, lecz również usług rozliczeniowych i depozytowych - należy więc kształtować w taki sposób, aby te ogólnogospodarcze korzyści wynikające z istnienia rynku kapitałowego w Polsce były jak największe. Jest bowiem o co się starać i jest o co grać. Doprawdy nie chodzi o to, czy w wyniku takiej, czy innej nieoptymalności GPW straci jakąś spółkę, lub czy opłaty giełdowe pójdą w górę, czy w dół. Chodzi o dużo więcej.
OFE powinny zasilać
polską gospodarkę
Nasz rynek ofert pierwotnych należy do czołowych w Europie, i to nie tylko pod względem liczby nowych spółek, ale także pod względem wartości IPO. Również wartość emisji spółek już notowanych jest wysoka. Pojawiają się zarazem przewidywania mówiące, że kapitału, jaki napłynie w tym roku do otwartych funduszy emerytalnych, nie uda się zainwestować na polskiej giełdzie z powodu braku odpowiedniej podaży, a więc że giełda warszawska jest już za mała dla naszych OFE. Fakt, inwestycje OFE ulokowane bezpośrednio w akcjach są obecnie blisko ustawowego limitu 40 proc. wartości aktywów funduszy emerytalnych i twierdzenie, że należy lepiej zarządzać ryzykiem inwestycyjnym, to główne powody, dla których pojawiają się głosy o konieczności podwyższenia limitu na zagraniczne inwestycje w papiery udziałowe. Temat ten jest fundamentalnie ważny, ponieważ albo pozwolimy OFE w dużo większym stopniu niż obecnie eksportować kapitał i zasilać nim gospodarki innych krajów, albo będziemy prowadzić politykę wzmacniania i rozwoju gospodarki polskiej, a przy okazji - wzmacniania polskiego rynku giełdowego i szans na zbudowanie centrum regionalnego. Nie ulega wątpliwości, że istnienie tak poważnego inwestora instytucjonalnego, owszem, poniekąd zmuszonego obecnie do inwestowania w papiery udziałowe głównie na GPW, bardzo pomaga w realizacji polityki regionalnej przez GPW. Ta polityka jest zresztą w interesie bezpośrednich uczestników rynku i klientów zarówno indywidualnych, jak i instytucjonalnych. Jest także w interesie poszukujących kapitału przedsiębiorstw, które wykorzystują ścieżkę jego pozyskania prowadzącą przez GPW. Im więcej kapitału dostępnego, tym większa rola giełdy w finansowaniu przedsiębiorstw i tym większa i silniejsza jest sieć instytucji pośredniczących w obrocie, bez której nie ma silnej giełdy. Być może jednak w świetle argumentacji zwolenników podwyższenia limitu na inwestycje zagraniczne istnieje konieczność dokonania takiej zmiany, na przykład - bagatela - ze względu na dobro obywateli, beneficjentów systemu emerytalnego? Nie sądzę, byśmy stali obecnie w obliczu takiej konieczności. Na argument o dywersyfikacji ryzyka można odpowiedzieć, że rynki giełdowe są tak skorelowane między sobą w zakresie tendencji kursowych i cyklu koniunkturalnego, że dywersyfikacja taka może mieć tylko ograniczony wpływ pozytywny. W tym kontekście trzeba też przypomnieć, że na GPW notowanych jest już obecnie kilkanaście spółek zagranicznych i liczba ta, jak i wartość reprezentowanego przez nią free floatu (wartość akcji w tzw. wolnym obrocie - red.), będzie rosła. Jeżeli zaś chodzi o redukcję ryzyka płynności, jakie mogą brać pod uwagę OFE inwestujące w takie spółki, to przypomnieć też trzeba, że w spółki notowane w systemie tzw. dual listing (równoczesne notowanie akcji spółki na dwóch lub więcej giełdach - red.) fundusze mogą inwestować do poziomu limitu krajowego zarówno na GPW, jak i na obcej giełdzie, na której dana spółka jest równolegle notowana. Co do argumentu o konieczności ucieczki spod "sufitu" w postaci 40-proc. limitu na inwestycje w akcje, to ucieczkę taką zapewni z takim samym skutkiem, a z większą korzyścią dla naszej gospodarki, podwyższenie limitu krajowego z obecnych 40 proc. do np. 50 proc. Notabene, ciekawy jest aspekt retoryczny, co pokazuje czasem już używany w mediach zwrot komentujący tę propozycję jako zezwalającą na lokowanie "aż połowy" aktywów OFE w akcje. Ta eksklamacja "aż" jest nawet komiczna w świetle tego, że limit 50-procentowy w przypadku inwestycji funduszy emerytalnych w akcje jest na świecie limitem spotykanym (np. w Austrii) obok jeszcze wyższych lub obok regulacji nie zawierających w ogóle żadnych limitów, co jest akurat rozwiązaniem najczęstszym. Argument o konieczności ucieczki "spod" limitu 40 proc. poprzez wejście na rynki zagraniczne jest więc argumentem pozornym. Co zaś dotyczy twierdzenia, że podaż instrumentów inwestycyjnych dla OFE na rynku krajowym jest zbyt płytka, to warto zauważyć, że między podażą kapitału dostarczanego przez OFE, a podażą nowych interesujących spółek o odpowiedniej kapitalizacji i free float zachodzi sprzężenie zwrotne. Im większe parcie kapitału OFE na GPW, tym większy napływ nowych firm, i tym większa wartość nowych emisji spółek notowanych. Tym większa jest również szansa akwizycji firm międzynarodowych (zagranicznych) i tym większa jest potrzeba wprowadzenia na giełdę wielkich przedsiębiorstw będących wciąż jeszcze jednoosobowymi spółkami Skarbu Państwa, a więc potrzeba prywatyzacji poprzez giełdę. Powinna to być jedna z głównych konkluzji dyskusji na temat ograniczeń inwestycyjnych dla OFE. Inną ważną konkluzją, którą warto czynić przy każdej adekwatnej okazji, jest to, że nasz rynek giełdowy potrzebuje zmian prorozwojowych w obszarze zarządzanym przez państwo, a więc przede wszystkim w sferze regulacji. Możemy i powinniśmy co najmniej jeszcze przez kilka lat kierować inwestycje OFE na rynek krajowy, ale musimy to uczynić w sposób bezpieczny, aby nie zamienić tego stanu w sytuację niebezpieczną z punktu widzenia systemu emerytalnego i rynku finansowego. Dlatego też jeżeli mówimy: tak, należy pieniędzmi przyszłych polskich emerytów zasilać gospodarkę krajową, wspomagając w ten sposób rozwój gospodarczy, od którego zależy pomyślność ekonomiczna wszystkich polskich gospodarstw domowych i zamożność społeczeństwa, to powinniśmy powiedzieć zarazem: musimy mieć infrastrukturę regulacyjną obsługującą krótką sprzedaż papierów wartościowych, musimy mieć rachunki zbiorcze dla inwestorów zagranicznych, musimy dać OFE możność zawierania transakcji na rynku instrumentów pochodnych i udzielania pożyczek papierów wartościowych, musimy kształtować infrastrukturę rynku w sposób optymalny i podporządkowany rozwojowi rynku giełdowego, a nie w sposób udziwniony. Musimy w imię pewnej gospodarczej racji stanu i racji społecznej likwidować przeszkody dla rozwoju rynku papierów wartościowych, oparte na pomyłce, bezsensie lub bezwładności biurokratycznej. Klasyką tego gatunku jest na przykład urzędowa opłata ewidencyjna nakładana na emitentów giełdowych, będąca wykwitem formalistycznego podejścia do wykładni prawa i wykwitem fiskalizmu niespełniającego żadnego istotnego celu społecznego czy gospodarczego. Działania przeciwdziałające tego rodzaju zjawiskom, działania prorozwojowe, są warunkami tworzenia płynnego i głębokiego rynku. Taki zaś rynek zmniejsza ryzyko wystąpienia zjawisk niebezpiecznych, takich jak zjawisko bańki spekulacyjnej, w sposób o wiele skuteczniejszy niż zmiana limitu inwestycji zagranicznych. Nie ma też powodu, by do problemu słynnej bańki spekulacyjnej podchodzić z założeniem, że ona w danym momencie na pewno istnieje, a jeśli istnieje, to twierdzić, że istnieje w takim stopniu, w jakim wyceny przedsiębiorstw notowanych na GPW są wyższe niż wyceny na rynkach zachodniej części UE. To prawda, że wskaźnik ceny do zysku firm notowanych na GPW jest wyższy, a w kategorii spółek o średniej i małej kapitalizacji dużo wyższy niż na wiodących rynkach Europy Zachodniej i w USA, ale istotna część tej nadwyżki, nadająca się do oszacowania, uzasadniona jest szybszym tempem wzrostu gospodarczego, jaki mamy w Polsce, w porównaniu z tamtymi rynkami.
Wyzwania dla firm
inwestycyjnych