To był ciekawy tydzień. Zaczął się wprawdzie dość spokojnie, ale od połowy było już znacznie więcej ruchu, a tym samym i emocji. Wspomniany spokojny początek sam w sobie wiele mówił o potencjale każdej z rynkowych stron. Poniedziałek zaczął się pod piątkowym minimum, ale popyt szybko urósł w siłę i udało się zakończyć dzień na plusie. Później przyszedł wtorek. Także i tego dnia popyt okazał się większy od podaży, co ponownie podniosło ceny. Oba te dni wywołały u niektórych graczy nadzieję na większe odbicie. Tym bardziej że nastroje poprawiały się na całym świecie. Początek notowań w środę zdawał się to potwierdzać, ale tylko przez chwilę. Później było już gorzej. Wart odnotowania był fakt wzrostu obrotu na sesji środowej. Wcześniejsze dwie mogły pochwalić się marnym wynikiem.
Wreszcie przyszedł czwartek. Przecena zdecydowanie przyspieszyła. Na rynku amerykańskim był to drugi największy zjazd tamtejszych indeksów w tym roku. U nas wprawdzie aż takiego dramatu nie było, ale i tak nie uniknęliśmy przeceny. W końcówce tej sesji pojawił się popyt. Powodem były
nadzieje na wyznaczenie podwójnego dna. Czwartkowy spadek sprowadził ceny w okolice poniedziałkowego minimum. Liczono, że po dobrej sesji w Stanach ceny pójdą w górę, a później może i wyjdą ponad poziom 3660 pkt. Jak już wiemy, ceny w Stanach silnie spadły, co przekreśliło szanse na obronę poniedziałkowego minimum. Piątek był już tylko tego konsekwencją.
Kończymy tydzień w zawieszeniu. Przecena na rynkach jest spora, ale to nadal nie jest taka skala problemu, która wymagałaby podejmowania nadzwyczajnych środków (czytaj: cięcia stóp procentowych przez Fed). Scenariusz poluzowania polityki pieniężnej w USA jest może nieco bardziej prawdopodobny niż tydzień temu, ale nadal nie na tyle, by uznać go za niemal pewny. Zauważmy, że by cięcie stóp w USA miało jakiś sens, musi się dokonać w porozumieniu z innymi bankami centralnymi świata, bo inaczej dolar straci jeszcze bardziej na wartości.
W tej chwili na świecie tendencja jest raczej odwrotna i mówi się o możliwości kolejnych podwyżek. Do tego szefem Fed nie jest już Greenspan, a Bernanke. To robi różnicę. Ten drugi jest mniej skory do ratowania zarządzających, którzy wcześniej lekką ręką angażowali się w ryzyko. Fed pomoże tylko wtedy, gdy uzna, że w dłuższym terminie istnieje ryzyko