W piątek na rynkach akcji i kredytowych było tak źle, że banki centralne już drugi dzień z rzędu pożyczały bankom komercyjnym dziesiątki miliardów, a na rynku terminowym pojawiły się oczekiwania, że w przyszłym tygodniu amerykański bank centralny (Fed) może dokonać redukcji oprocentowania funduszy federalnych.
Inwestorzy nadal starali się opróżnić portfele. Po dużych stratach w czwartek sesje w Nowym Jorku zaczęły się od mocnych spadków, ale nie tak dużych jak w Europie, gdzie wiele kluczowych indeksów miało na minusie ponad 2,5 proc. Stary Kontynent prawie nie drgnął, kiedy za oceanem straty na pewien czas zmalały poniżej 1 proc. Po trzech godzinach notowań w Nowym Jorku tamtejsze wskaźniki prawie odrobiły straty, a Europa zakończyła dzień ponad 3-proc. stratą.
Najbardziej dostawało się bankom, gdyż wielu graczy obawiało się, że kryzys na rynku kredytowym pogłębi się, co zaszkodzi gospodarce i ich wynikom. Taniały akcje francuskiego Societe Generale, australijskiego Macquarie, a holenderski ABN Amro dostał dodatkową porcję razów z powodu, jak oceniano, malejących szans na jego przejęcie z powodu napięć na rynkach. Kapitalizacja Deutsche Banku obniżyła się o 2,8 proc., a jednym z powodów była informacja, że wartość aktywów jednego z należących do niego funduszy w ciągu niespełna dwóch tygodni obniżyła się o 30 proc. Walory włoskiego banku UniCredit, strategicznego akcjonariusza Pekao, w pewnym momencie traciły 3,5 proc.
Countrywide Financial, największy w USA gracz na rynku kredytów hipotecznych, przestraszył swoich udziałowców informacją, że z powodu braku popytu może nie sprzedać tylu kredytów, co planował. Już w handlu przed sesją cena akcji tej firmy spadła o 14 proc.
Gracze zadają sobie pytanie, jak długo potrwają spadki? Marc Faber, którego reputację ugruntowały trafne prognozy, powiedział, że w USA zaczyna się rynek niedźwiedzia i można spodziewać się spadków głównych indeksów o ponad 30 proc. Krytycznie odniósł się do ratunkowych poczynań banków centralnych. Uważa, że doprowadzi to do wyższej inflacji.