ponad 60 mld dolarów, oczekuje się od niego, by te dolary były tańsze.
Wprawdzie w sukurs rynkom przyszedł także Europejski Bank Centralny, to i
tak nie miało to większego znaczenia. Te ponad 200 mld dolarów nie
zadawalają. Fed musi obniżyć stopy. Najlepiej natychmiast.
Presja na szefa Fed jest potworna. Wszyscy zdają się wiedzieć, jaka jest
sytuacja. Każdy daje dobre rady. Jedni twierdzą, że obniżka stóp nie jest
potrzebna, ale to mniej medialna mniejszość. Większość domaga się obniżki.
Niektórzy krzyczą i walą przed kamerami pięścią w stół (vide show Jima
Cramera w CNBC) zarzucając Benowi Bernanke braku rozeznania w sytuacji i
braku doświadczenia rynkowego. W końcu to tylko naukowiec. On nie ma
pojęcia o twardej traderskiej rzeczywistości. A tu przecież dzieją się
rzeczy makabryczne. Krew płynie ulicami. Praktycy rynkowi zaklinają
obniżkę, jak szamani deszcz.
Taka szybka obniżka stóp byłaby czymś normalnym, gdyby na czele Fed stał
Alan Greenspan. Przecież nie byłby pierwszy raz. Kilka dat można wymienić
jednym tchem. Nie o to przecież jednak chodzi. Chodzi o to, że stary dobry
Alan nie pozwoliłby na taką nerwówkę rynków. Szybko starałby się je
uspokoić pompując tańszy pieniądz. W końcu obniża stóp czyni cuda. Problem
w tym, że Alan już tylko czasem się wypowiada, a Fedem szefuje ten
monetarysta Bernank
prostu przez to, że mu za to płacą. Tak, Ben Bernanke jest naukowcem. Tak,
to on wygłaszał wykład na 90 urodziny Miltona Friedmana. Nie ma
doświadczenia rynkowego i w związku z tym pewnie nie wie, co się dzieje w
głowach zarządzających kapitałami i pewnie tylko może się domyślać, jakie
ciężkie chwile oni teraz przeżywają. Być może nawet im współczuje i
zastanawia się, czy jeden z drugim nie zrobią sobie krzywdy. Przypuszczam
jednak, że nie do końca czuje przymus, by im pomagać.
Czyż podejmowane przez zarządzających decyzje nie były oparte o analizę
ryzyka. Czy znaczenie tego sława nie stało się jakby lekko wyblakłe w
ostatnich latach? Teraz nabiera ponownie barwy i intensywności. RYZYKO.
Kto je ignorował, teraz płaci za to karę. Dla części jest to bardzo sroga
kara, ale dla całości rynku jeszcze do wytrzymania. Jedno jest pewne,
jeśli Ben Bernanke podejmie decyzję o obniżce stóp procentowych, to tylko
wtedy, gdy dojdzie do wniosku, że obecny kryzys nie zakończy się zbyt
szybko i pociągnie za sobą skutki odczuwalne w dłuższym okresie czasu.
Podejmie też taką decyzję wtedy, gdy uzna, że nie wpłynie ona negatywnie
na dynamikę cen w gospodarce. Bernanke jest wyczulony na funkcję, jaką ma
sprawować władza monetarna. To właśnie ją w głównej mierze obwinia za
pojawienie się Wielkiego Kryzysu. Wszyscy wiedzą, że jest ekspertem w
analizie recesji z przełomu lat 20 i 30 stych ubiegłego stulecia. Można
podejrzewać, że zrobi wszystko, by on, kierując Fedem nie przyczynił się
do pojawienia się kolejnego Wielkiego Kryzysu.
Na razie jego główną obawą jest inflacja. Zawirowania na rynkach sprawiły,
że Fed udostępnił zastrzyk gotówki. Można podejrzewać, że gdy zajdzie
potrzeba dojdzie do kolejnego podobnego zastrzyku. Problem rynku nie leży
bowiem w koszcie pieniądza emitowanego przez rezerwę federalną, ale z
jego braku. To płynność jest kłopotem, a właściwie jej brak. Dodatkowa
gotówka pomaga. Zbyt szybka decyzja o cięciu stóp może w przyszłości
kosztować zbyt dużo.
Ewentualne obniżenie stóp w USA zaciąży na notowaniach dolara, które
przecież całkiem niedawno zaliczyły rekordowe minimum względem wielu
walut. Obniżka stóp miałaby sens, gdyby była częścią szeroko zakrojonego
działania w skali globalnej. Tymczasem większość banków centralnych albo
właśnie podniosło stopy, albo myśli o tym w horyzoncie najbliższych
miesięcy, czy nawet tygodni. Zatem sprawa tu się komplikuje. Dalsze
obniżenie wartości dolara będzie kolejnym impulsem podnoszącym ceny
towarów importowych. W piątek zupełnie bez większego echa przeszły dane o
wyższej od prognoz dynamice cen importu. To jest kolejny czynnik
powodujący napięcia inflacyjne. Już teraz mówi się o tym, że import
inflacji z krajów, gdzie ona rośnie (z Chinami na czele) będzie wpływa na
wskaźniki cen.
Bernanke ma twardy orzech do zgryzienia. Można podejrzewać, że teraz każde
napływające dane dotyczące bieżącej sytuacji będą prześwietlane
szczególnie uważnie. Oczekiwania, że stopy spadną już w tym tygodniu chyba
się jednak nie sprawdzą. FOMC (bo w końcu taką decyzje podejmuje się
kolegialnie) ma jeszcze czas. Zauważmy, że mimo rozpaczy wylewającej się z
komentarzy przecena na rynku akcji nie sięgnęła w USA nawet 10%. Zatem
trudno tu mówić o krachu. Owszem, sytuacja nie jest przyjemna dla
posiadaczy części akcji, ale nie wszystkie silnie tracą. Rynek nadal ma
szansę się z tej sytuacji wykaraskać.
Sytuacja w Warszawie jest podobna. Gazety wieszczą bessę i wyprzedzają się
w czarnych scenariuszach. Zawsze podziwiałem tych, którzy już iła
szansa na poprawę sytuacji. Skala przeceny nie jest jeszcze tak wielka, by
już teraz były podstawy do ogłoszenia bessy. Rynek jest w trudnej
sytuacji, ale nie beznadziejnej.
Najbliższy tydzień przyniesie szereg ważnych publikacji danych
makroekonomicznych. Dzięki temu uczestnicy rynku będą mogli się na jakiś
czas skupić na sytuacji w gospodarce, a nieco mniej przejmować tym, którzy
podejście do ryzyka było zbyt nonszalanckie. Ten tydzień powinien
zakończyć się już w lepszych nastrojach.
Piątkowy spadek cen sprowadził ceny kontraktów, ale i wartość indeksu na
poziom dolnego graniczenia kanału wzrostowego, który dobrze jest widoczny
na Wykresie 2 Wykres_2.gif Można podejrzewać, że tu popyt będzie już
większy, co może spowodować zatrzymanie przeceny. Tym bardziej, że
piątkowa sesja w USA nie była już taka zła, jak poprzednie. Odbicie się
cen od ograniczenia kanału jest tym bardziej prawdopodobne (być może
dopiero po jakimś teście i pułapce), że w tych okolicach mamy także
lokalny dołek z połowy maja br. Świadomość tego technicznego wsparcia
powinna rynkowi pomóc. Przynajmniej w tym tygodniu Wykres_1.gif Nie sądzę,
by został on przełamany (jeśli w ogóle teraz do tego by doszło) z marszu.
Łapaczy dołków jest sporo i ich aktywność powinna być tu pomocną. By
jednak ceny miały szansę wzrosnąć mocniej, potrzebny jest kapitał. W
ubiegłym tygodniu w czasie zwyżek nie było go widać. Teraz jest okazja, by
się to zmieniło.
Kamil Jaros