Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 12.08.2007 22:21

"Domek z kart się zawalił", "Układanka domina zaczęła się przewracać". Te

i tego typu teksty zagościły w komentarzach analityków. Kreślone w nich są

czarne scenariusze najbliższej przyszłości. Rynek się wali i właściwie nie

widać znikąd ratunku. Nie dość tego Fed do tej pory nie daje sygnałów, że

ma zamiar rynkom pomóc. Owszem, wpompowane zostało trochę gotówki. W

czwartek było to 24 mld dolarów, a w piątek 38 mld dolarów. Ale przecież

nie o to chodzi! Należy obniżyć stopy procentowe! Czy to nie oczywiste?

Nastroje na samym rynku nie są najlepsze, ale to co można przeczytać w

komentarzach przedstawia właściwie opis kataklizmu. Wszystko się sypie.

Fundusze bankrutują, a w najlepszym razie zawieszają wypłaty. System

bankowy traci oddech z braku gotówki. Teraz cała nadzieja w Fed. Nadzieja

w tym, że nowy szef amerykańskiego banku centralnego, czyli sytemu rezerwy

federalnej przyzna się do błędu i podejmie decyzję o obniżce stóp

procentowych. Obniżce, która według inwestorów operujących na rynku

kontraktów na stopę rezerw federalnych, ma się pojawić już w tym tygodniu.

Po prostu - "Lepiej już było". Ubiegły tydzień był po prostu koszmarem.

Ten sam ubiegły tydzień, który indeksy amerykańskie zakończyły? wzrostem

wartości.

Ben Barnanke przeżywa teraz ciężkie chwile. Zalewany kolejnymi

informacjami i analizami stoi przed wyborem: ciąć, czy nie ciąć. Do tej

pory jego postawa była sztywna - najważniejszą rzeczą jest inflacja. Cała

reszta jest na drugim planie. Nie chodzi tu o całą gospodarkę, choć i tu

nie można wykluczyć, że taka kolejność jest dla Bena oczywista. Mowa tu o

ważności celów działania banku centralnego. W tym wypadku Bernanke jest

wyraźnie skierowany na walkę z nadmierną inflacją. Jeśli ta będzie pod

kontrolą, można myśleć o innych celach, ale nadal tylko w takim stopniu,

by nie zaszkodzić temu głównemu.

Nie wszyscy ten pogląd podzielają. Zwłaszcza w takich trudnych czasach,

jak ostatnie tygodnie. Wielu ludzie związanych z rynkiem na różne sposoby

oczekuje od szefa banku centralnego poklepania po ramieniu i pocieszenia.

Zdanie: "Wszystko będzie dobrze. Dam Wam, czego chcecie. Gotówka stoi do

dyspozycji" już jednak nie wystarczy. Mimo wpompowania w system bankowy

ponad 60 mld dolarów, oczekuje się od niego, by te dolary były tańsze.

Wprawdzie w sukurs rynkom przyszedł także Europejski Bank Centralny, to i

tak nie miało to większego znaczenia. Te ponad 200 mld dolarów nie

zadawalają. Fed musi obniżyć stopy. Najlepiej natychmiast.

Presja na szefa Fed jest potworna. Wszyscy zdają się wiedzieć, jaka jest

sytuacja. Każdy daje dobre rady. Jedni twierdzą, że obniżka stóp nie jest

potrzebna, ale to mniej medialna mniejszość. Większość domaga się obniżki.

Niektórzy krzyczą i walą przed kamerami pięścią w stół (vide show Jima

Cramera w CNBC) zarzucając Benowi Bernanke braku rozeznania w sytuacji i

braku doświadczenia rynkowego. W końcu to tylko naukowiec. On nie ma

pojęcia o twardej traderskiej rzeczywistości. A tu przecież dzieją się

rzeczy makabryczne. Krew płynie ulicami. Praktycy rynkowi zaklinają

obniżkę, jak szamani deszcz.

Taka szybka obniżka stóp byłaby czymś normalnym, gdyby na czele Fed stał

Alan Greenspan. Przecież nie byłby pierwszy raz. Kilka dat można wymienić

jednym tchem. Nie o to przecież jednak chodzi. Chodzi o to, że stary dobry

Alan nie pozwoliłby na taką nerwówkę rynków. Szybko starałby się je

uspokoić pompując tańszy pieniądz. W końcu obniża stóp czyni cuda. Problem

w tym, że Alan już tylko czasem się wypowiada, a Fedem szefuje ten

monetarysta Bernank

prostu przez to, że mu za to płacą. Tak, Ben Bernanke jest naukowcem. Tak,

to on wygłaszał wykład na 90 urodziny Miltona Friedmana. Nie ma

doświadczenia rynkowego i w związku z tym pewnie nie wie, co się dzieje w

głowach zarządzających kapitałami i pewnie tylko może się domyślać, jakie

ciężkie chwile oni teraz przeżywają. Być może nawet im współczuje i

zastanawia się, czy jeden z drugim nie zrobią sobie krzywdy. Przypuszczam

jednak, że nie do końca czuje przymus, by im pomagać.

Czyż podejmowane przez zarządzających decyzje nie były oparte o analizę

ryzyka. Czy znaczenie tego sława nie stało się jakby lekko wyblakłe w

ostatnich latach? Teraz nabiera ponownie barwy i intensywności. RYZYKO.

Kto je ignorował, teraz płaci za to karę. Dla części jest to bardzo sroga

kara, ale dla całości rynku jeszcze do wytrzymania. Jedno jest pewne,

jeśli Ben Bernanke podejmie decyzję o obniżce stóp procentowych, to tylko

wtedy, gdy dojdzie do wniosku, że obecny kryzys nie zakończy się zbyt

szybko i pociągnie za sobą skutki odczuwalne w dłuższym okresie czasu.

Podejmie też taką decyzję wtedy, gdy uzna, że nie wpłynie ona negatywnie

na dynamikę cen w gospodarce. Bernanke jest wyczulony na funkcję, jaką ma

sprawować władza monetarna. To właśnie ją w głównej mierze obwinia za

pojawienie się Wielkiego Kryzysu. Wszyscy wiedzą, że jest ekspertem w

analizie recesji z przełomu lat 20 i 30 stych ubiegłego stulecia. Można

podejrzewać, że zrobi wszystko, by on, kierując Fedem nie przyczynił się

do pojawienia się kolejnego Wielkiego Kryzysu.

Na razie jego główną obawą jest inflacja. Zawirowania na rynkach sprawiły,

że Fed udostępnił zastrzyk gotówki. Można podejrzewać, że gdy zajdzie

potrzeba dojdzie do kolejnego podobnego zastrzyku. Problem rynku nie leży

bowiem w koszcie pieniądza emitowanego przez rezerwę federalną, ale z

jego braku. To płynność jest kłopotem, a właściwie jej brak. Dodatkowa

gotówka pomaga. Zbyt szybka decyzja o cięciu stóp może w przyszłości

kosztować zbyt dużo.

Ewentualne obniżenie stóp w USA zaciąży na notowaniach dolara, które

przecież całkiem niedawno zaliczyły rekordowe minimum względem wielu

walut. Obniżka stóp miałaby sens, gdyby była częścią szeroko zakrojonego

działania w skali globalnej. Tymczasem większość banków centralnych albo

właśnie podniosło stopy, albo myśli o tym w horyzoncie najbliższych

miesięcy, czy nawet tygodni. Zatem sprawa tu się komplikuje. Dalsze

obniżenie wartości dolara będzie kolejnym impulsem podnoszącym ceny

towarów importowych. W piątek zupełnie bez większego echa przeszły dane o

wyższej od prognoz dynamice cen importu. To jest kolejny czynnik

powodujący napięcia inflacyjne. Już teraz mówi się o tym, że import

inflacji z krajów, gdzie ona rośnie (z Chinami na czele) będzie wpływa na

wskaźniki cen.

Bernanke ma twardy orzech do zgryzienia. Można podejrzewać, że teraz każde

napływające dane dotyczące bieżącej sytuacji będą prześwietlane

szczególnie uważnie. Oczekiwania, że stopy spadną już w tym tygodniu chyba

się jednak nie sprawdzą. FOMC (bo w końcu taką decyzje podejmuje się

kolegialnie) ma jeszcze czas. Zauważmy, że mimo rozpaczy wylewającej się z

komentarzy przecena na rynku akcji nie sięgnęła w USA nawet 10%. Zatem

trudno tu mówić o krachu. Owszem, sytuacja nie jest przyjemna dla

posiadaczy części akcji, ale nie wszystkie silnie tracą. Rynek nadal ma

szansę się z tej sytuacji wykaraskać.

Sytuacja w Warszawie jest podobna. Gazety wieszczą bessę i wyprzedzają się

w czarnych scenariuszach. Zawsze podziwiałem tych, którzy już iła

szansa na poprawę sytuacji. Skala przeceny nie jest jeszcze tak wielka, by

już teraz były podstawy do ogłoszenia bessy. Rynek jest w trudnej

sytuacji, ale nie beznadziejnej.

Najbliższy tydzień przyniesie szereg ważnych publikacji danych

makroekonomicznych. Dzięki temu uczestnicy rynku będą mogli się na jakiś

czas skupić na sytuacji w gospodarce, a nieco mniej przejmować tym, którzy

podejście do ryzyka było zbyt nonszalanckie. Ten tydzień powinien

zakończyć się już w lepszych nastrojach.

Piątkowy spadek cen sprowadził ceny kontraktów, ale i wartość indeksu na

poziom dolnego graniczenia kanału wzrostowego, który dobrze jest widoczny

na Wykresie 2 Wykres_2.gif Można podejrzewać, że tu popyt będzie już

większy, co może spowodować zatrzymanie przeceny. Tym bardziej, że

piątkowa sesja w USA nie była już taka zła, jak poprzednie. Odbicie się

cen od ograniczenia kanału jest tym bardziej prawdopodobne (być może

dopiero po jakimś teście i pułapce), że w tych okolicach mamy także

lokalny dołek z połowy maja br. Świadomość tego technicznego wsparcia

powinna rynkowi pomóc. Przynajmniej w tym tygodniu Wykres_1.gif Nie sądzę,

by został on przełamany (jeśli w ogóle teraz do tego by doszło) z marszu.

Łapaczy dołków jest sporo i ich aktywność powinna być tu pomocną. By

jednak ceny miały szansę wzrosnąć mocniej, potrzebny jest kapitał. W

ubiegłym tygodniu w czasie zwyżek nie było go widać. Teraz jest okazja, by

się to zmieniło.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy