Nie widać końca spadków na światowych giełdach akcji. Wczorajsza fala wyprzedaży to głównie efekt pogarszającej się sytuacji na rynku kredytów hipotecznych w USA. Już i tak wielką nerwowość pogłębiły jeszcze informacje o Countrywide, największym graczu na tym rynku. Firma poprosiła banki o uruchomienie linii kredytowej rzędu 11,5 mld USD w związku z postępującym kryzysem płynności. Doszły też kiepskie dane z rynku nieruchomości. Liczba rozpoczynanych budów w Stanach Zjednoczonych spadła w lipcu o 6,1 proc., do poziomu najniższego od 10 lat.
Nie ma miejsca na optymizm
Kolejne niepokojące sygnały sprawiły, że główne amerykańskie indeksy znów zaczęły sesję od spadków. Wskaźnik S&P 500 kilka godzin po rozpoczęciu sesji tracił 0,79 proc. Niespokojnie było na giełdach europejskich. Frankfurcki DAX stracił 2,36 proc., brytyjski FTSE 100 zaś
spadł o 4,10 proc., czyli najwięcej od czterech lat.
Eksperci nie potrafią odpowiedzieć, kiedy - i czy w ogóle - na rynek mogą powrócić bycze nastroje. - Wygląda na to, że jest to długofalowy trend. Nie wróżę szybkiego końca spadków - mówi "Parkietowi" Rafaella Tenconi, analityk rynków wschodzących w londyńskim oddziale Dresdner Kleinwort. Optymizmem nie pała też Mark Mobius, guru zarządzający funduszami Templeton Asset Management. Jego zdaniem, do poprawy sytuacji potrzeba więcej pozytywnych informacji.