W czwartek na świecie drożały obligacje, bo na ten rynek napływał kapitał uciekający z giełd akcji. Najwyższa fala wyprzedaży przetoczyła się przez rynki wschodzące. Chociaż politycy wyrażają przekonanie, że gospodarki poradzą sobie ze skutkami kryzysu na rynku ryzykownych kredytów w USA, to inwestorzy mają coraz więcej obaw, że to się skończy źle dla dynamiki wzrostu produktu krajowego brutto i zysków. Nadzieję na bliską redukcję stóp procentowych za oceanem odebrał im William Poole, wpływowy członek Fed. Jego zdaniem, w tej chwili tylko "klęska" mogłaby skłonić amerykański bank centralny do redukcji oprocentowania. Znów tematem dnia była sytuacja na rynku nieruchomości w USA. W lipcu było gorzej, niż spodziewali się ekonomiści. Rozpoczęto budowę najmniej domów w dekadzie, a liczba wydanych pozwoleń na takie inwestycje też była najmniejsza od 1997 r. Branża budowlana ponosi skutki spadku cen domów, słabego popytu i dostępności kredytu. Dotyczy to także firm finansowych. Akcje znanej już na całym świecie spółki Countrywide Financial, coraz bardziej kulejącego lidera na rynku kredytów hipotecznych w USA, w środę i czwartek traciły po kilkanaście procent. Z powodu zaniku popytu na obligacje zabezpieczone kredytami hipotecznymi firma ta musiała zaciągnąć klasyczny kredyt w wysokości 11,5 miliarda dolarów. Udzieliło go 40 największych banków na świecie. Kapitalizacja australijskiego banku inwestycyjnego Macquarie schudła wczoraj 4 proc., a od szczytu z 18 maja cena akcji spadła o 34 proc. Dwa tygodnie temu informował, że z powodu zapaści na rynkach kredytowych jego dwa fundusze mogą stracić jedną czwartą pieniędzy. Skala przeceny na giełdach rynków wschodzących była dużo większa niż globalnie. Kiedy wskaźnik Morgan Stanley Capital International World Index miał na minusie 1,5 proc., to MSCI Emerging Market Index tracił 5,1 proc. Wieczorem europejski wskaźnik Dow Jones Stoxx 600 spadał ponad 3 proc., a w Nowym Jorku główne indeksy w tym samym czasie notowały straty w przedziale 1-1,3 proc.
parkiet