Co myśleć o warszawskiej giełdzie? Z jednej strony, zdrowy rozsądek mówi, że powinny być przed nią nadal jeszcze całkiem niezłe czasy. Z drugiej strony, ceny akcji ostatnio poleciały w dół, nic a nic nie robiąc sobie z dobrych wskaźników makroekonomicznych naszej gospodarki. No to w końcu jest się czego bać czy nie?
Problem w tym, że funkcjonowanie warszawskiej giełdy należy rozpatrywać na kilku poziomach. Im wyższy poziom, tym więcej zaskoczeń może nas czekać i tym bardziej gwałtowne i nieoczekiwane zmiany i zawirowania mogą mieć miejsce.
Teoretycznie giełda stanowi po prostu odbicie gospodarki. Podręczniki zgodnie twierdzą, że ceny akcji zależą od przyszłego strumienia zysków przedsiębiorstw. Analiza fundamentalna prowadzi więc do wniosku, że jeśli perspektywy rozwoju gospodarczego, popytu na produkty, przychodów firm i ich zysków są dobre i stabilne, nie ma powodów, dla których indeksy giełdowe miałyby spadać. W tym roku polska gospodarka znajduje się w znakomitym stanie: popyt i produkcja szybko wzrastają, a prognozy na najbliższe kwartały są równie dobre, jak wyniki z ostatnich miesięcy. Rentowność przedsiębiorstw od czterech lat nieprzerwanie wzrasta i wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny wzrośnie i w całym bieżącym roku - a w przyszłym w najgorszym razie utrzyma się na obecnym, dobrym poziomie. Brak jeszcze zjawisk, które stanowią zapowiedź spowolnienia gospodarczego, takich jak szybko rosnąca inflacja, nadmierny deficyt obrotów bieżących i podnoszone w ślad za tym stopy procentowe. Słowem, analizując fundamenty makroekonomiczne Polski, trudno oczekiwać, aby indeksy giełdowe miały przestać rosnąć (o spadku nie wspominając).
Na drugim poziomie analizy należy jednak zauważyć, że giełda to pewna gra. Inwestorzy nie zawsze zachowują się do końca racjonalnie, emocje często górują nad zimną analizą. Niezależnie od tego, jak wyglądają fundamenty makroekonomiczne gospodarki - i przyszłe zyski firm - zawsze możemy znaleźć się w sytuacji, kiedy podnieceni hossą inwestorzy kupują akcje w sposób przesadny, godząc się na zawyżenie ceny w stosunku do "podręcznikowego" poziomu, o którym pisałem wyżej. I odwrotnie, może się zdarzyć, że mimo obiektywnie dobrej sytuacji przedsiębiorstw obawy przed stratami każą akcje wyprzedawać - choć ich cena wcale nie jest zawyżona. Na długookresowy trend wzrostu cen, związany ze wzrostem PKB, mogą więc nakładać się silne krótkookresowe wahania. Raz indeksy dynamicznie rosną i znacząco przekraczają rozsądne granice, osiągając spekulacyjnie wysoki poziom, innym razem ulegają gwałtownej przecenie. O tym, kiedy następują okresy przegrzania koniunktury, a potem silnej korekty, decydują głównie krótkookresowe odczucia i zachowania inwestorów (jakkolwiek pozbawiona głębszego sensu wydaje się na pierwszy rzut oka analiza techniczna - to właśnie ona najlepiej oddaje krótkookresową irracjonalność koniunktury giełdowej). A skoro tak, to do poważnych korekt może dochodzić nawet wówczas, gdy perspektywy rozwoju giełdy są nadal niezłe.
Mamy więc sytuację, w której przed warszawską giełdą wydają się wciąż rozciągać niezłe perspektywy wzrostu (choć na pewno nie tak znakomite, jak trzy czy cztery lata temu). Z drugiej jednak strony, temu wzrostowi towarzyszyć może coraz większa nerwowość. Wśród następujących po sobie okresów wzrostów i spadków okresy dobrej koniunktury wciąż powinny przeważać, ale zapewne stawać się będą coraz krótsze, a załamania częstsze i bardziej długotrwałe.