Ubezpieczenia w Polsce są drogie

Z Lesławem Gajkiem, dyrektorem zarządzającym Pionem Nadzoru Ubezpieczeniowego Komisji Nadzoru Finansowego rozmawia Zbigniew Baranowski

Publikacja: 20.08.2007 09:05

Jak Pan ocenia polski rynek ubezpieczeń i najważniejsze problemy tego sektora?

Jest to rynek niedojrzały. Pokrycie polskiego rynku ubezpieczeniami, zwłaszcza niektórymi rodzajami produktów, jest niewielkie - dotyczy to w szczególności ubezpieczeń nieruchomości czy ubezpieczeń typu emerytalnego. Przyczyną jest niska świadomość ubezpieczeniowa społeczeństwa i jego relatywne ubóstwo. Ubezpieczenie jest traktowane jako jedno z ostatnich dóbr potrzebnych naszym obywatelom. Bez wyraźnego impulsu trudno jest oczekiwać, że nastąpi raptowna poprawa sytuacji. Problemem są też dość wysokie ceny ubezpieczeń w Polsce, w relacji do dochodów.

Czy to znaczy, że zakłady narzucają zbyt wysokie ceny, czy po prostu Polacy są zbyt biedni?

I jedno, i drugie. Rentowność polskich zakładów ubezpieczeniowych jest duża, zysk na kapitale wysoki, a z drugiej strony mała penetracja rynku. Zakłady, obniżając ceny produktów, mogłyby z pewnością zwiększyć sprzedaż. To jednak oznacza dla nich konieczność zwiększenia efektywności, a co za tym idzie obniżenia kosztów.

Problemem jest także, jak już wspomniałem, świadomość klientów. Ludzie nie rozumieją ubezpieczeń, nie wiedzą, co otrzymują, kupując polisę. Często mają pretensję, że wykupili ubezpieczenie, nie mieli wypadku przez ileś lat i w związku z tym wydali pieniądze niepotrzebnie. Nie rozumieją, że otrzymują ochronę na wypadek, gdyby im się coś stało.

Z jednej strony trzeba więc edukować społeczeństwo, a z drugiej obniżać ceny usług.

Jaka tu jest rola nadzoru?

Nadzór tak naprawdę niewiele może zrobić. Możemy jedynie edukować i KNF prowadzi właśnie różne projekty edukacyjne. Urząd organizuje konkursy, wspomaga szkolnictwo.

Jednak główny ciężar powinien spoczywać na samych ubezpieczycielach, którzy powinni pracować np. nad większą klarownością swoich produktów.

Klientowi trudno zrozumieć produkty ubezpieczeniowe, ale to wynika także z konstrukcji umów i ogólnych warunków ubezpieczenia. Jeśli ludzie kupują coś, czego nie rozumieją, to potem nieracjonalnie rezygnują z polis. Taką wielką falę porzuceń mieliśmy kilka lat temu, a dotyczyła ona ubezpieczenia na wypadek śmierci połączonego z funduszem kapitałowym. W momencie gdy klienci zaczynali orientować się, że na części inwestycyjnej jest niewielka część składki, którą wpłacili, odczuwali frustrację i nieracjonalnie porzucali polisę.

Teraz zdaje się podobny problem może dotyczyć tzw. polis strukturyzowanych, gdzie klient rezygnując z ubezpieczenia przed terminem może otrzymać znacznie mniejszą kwotę niż wpłacił?

Właśnie tak. Najgorsze jest to, że klient, który nieracjonalnie kupił ubezpieczenie i nieracjonalnie je porzuca, potem ma nieuzasadnione pretensje do ubezpieczyciela.

Jest też prawdą, że firmy powinny sprzedawać swoje produkty znacznie ostrożniej. Zakłady chcą bowiem sprzedawać zbyt szybko i często tracą potem klientów na wiele lat, bo ci czują się oszukani.

Myślę, że firmy za jakiś czas zrozumieją, że to w ich interesie jest, żeby uświadomić klientowi, co tak naprawdę kupuje i jakie jest ryzyko związane z inwestycjami.

Jednym z głośniejszych problemów na rynku ubezpieczeniowym jest bez wątpienia sytuacja w PTU. Czy Pana zdaniem, jeśli dojdzie do wprowadzenia zarządu komisarycznego, ten uzdrowi sytuację w firmie?

Przede wszystkim dopiero zostało wszczęte postępowanie. To oczywiście nie przesądza w żadnym stopniu decyzji o wprowadzeniu zarządu komisarycznego. W trakcie tego postępowania strona ma prawo wypowiadania się w zakresie objętym przedmiotem postępowania. KNF nie ma z góry ustalonego scenariusza, a ostateczną decyzję podejmie po zapoznaniu się z materiałami zebranymi w czasie postępowania.

Władze PTU mówią, że firma nie przetrwa drugiego zarządu komisarycznego, że może on oznaczać upadłość dla tego zakładu.Trudno jest o tym wyrokować z góry dlatego, że poprzedni zarząd komisaryczny jednak doprowadził do tego, że dziś firma jest w znacznie lepszej sytuacji, więc doświadczenie nie jest złe. Po drugie, dzisiaj ten zarząd komisaryczny, jeśli miałoby w ogóle do niego dojść, nie byłby wprowadzony z powodu złej sytuacji finansowej, bo ta według wszelkich oznak jest całkiem przyzwoita. Niebezpieczeństwo upadłości jest dziś mniejsze niż było kiedyś, gdy zakład był w bardzo trudnej sytuacji finansowej.

A jaka byłaby rola zarządu komisarycznego w takim zakładzie?

Wydaje mi się, że to dopiero ewentualnie określi decyzja Komisji. Nic nie jest przesądzone.

Jak KNF ocenia ostatnie wypowiedzi Janusza Kaczmarka, byłego szefa MSWiA nt. nieprawidłowości na dużą skalę w PZU i informacje o możliwym odkupieniu akcji polskiego ubezpieczyciela przez Skarb Państwa? Czy odzyskanie 33 proc. udziałów w PZU przez Skarb Państwa będzie korzystne dla tej firmy? Czy ten scenariusz jest w ogóle realny?

Ta wypowiedź została natychmiast zanegowana przez prezesa PZU, więc trudno ją traktować zupełnie poważnie. Mamy tu do czynienia z szumem informacyjnym. Nie wiadomo tak naprawdę, kto i co powiedział. Dla Komisji jest ważne przekroczenie przez danego udziałowca progów (20, 33 i 50 proc.) oraz powiadomienie o tym KNF. Z tego, co wiem, do żadnego przekroczenia w ostatnim czasie nie doszło. Trudno się odnosić do niejasnej chęci potencjalnego zakupu akcji PZU.

Gdyby coś takiego zaszło, nabywca oczywiście musiałby nas o tym powiadomić i uzyskać zgodę na przejęcie tych papierów. Być może ktoś miał jakiś zamiar nabycia, ale był to raczej mglisty projekt.

A jak KNF ocenia to, że PZU, największy ubezpieczyciel w kraju, jest dalej państwową firmą? Czy to jest dobre dla rynku?

Dla nadzoru istotne jest przede wszystkim bezpieczeństwo ubezpieczonych i to, czy zakład działa zgodnie z prawem.

A czy fakt, że obecnie w zarządzie PZU są tylko dwie osoby nie stwarza, Pana zdaniem, zagrożenia dla firmy bądź interesów ubezpieczonych?

Na pewno jest źle, kiedy akcjonariusze kłócą się między sobą. To dotyczy PZU i PTU. Z naszego punktu widzenia najlepiej byłoby, gdyby udziałowcy doszli do jakiegoś porozumienia. Trzeba podkreślić, że Urząd Komisji Nadzoru Finansowego w obu przypadkach nie jest stroną konfliktu.

W PTU udziałowcy mają problem ze zwołaniem zgromadzenia akcjonariuszy, w tym ZWZA. W PZU natomiast nie ma zgody co do składu zarządu. Jeden z właścicieli zrezygnował z bieżącego zarządzania firmą. To z pewnością jest niezdrowa sytuacja. Jakiś czas temu zadaliśmy spółce pytanie o skład zarządu. Otrzymaliśmy odpowiedź, która jest przedmiotem analiz.

Dlaczego Komisja Nadzoru Finansowego nie zgodziła się na zwiększenie przez Eureko udziałów w PZU powyżej 33 proc.?

Organ nadzoru może zgłosić sprzeciw co do zamiaru przekroczenia progu przez jednego z akcjonariuszy w przypadku, gdy podmiot ten np. nie daje rękojmi prowadzenia krajowego zakładu ubezpieczeń w sposób należycie zabezpieczający interesy m.in. ubezpieczonych.

A co mogło wpłynąć na taką decyzję?

Uzasadnienie decyzji jest bardzo obszerne. Mówiąc w wielkim skrócie Eureko nie wykazało, iż daje rękojmię należytego prowadzenia spraw zakładu, w sposób zabezpieczający interesy ubezpieczonych.

A gdyby Eureko wróciło do zarządu PZU - czy wtedy miałoby szansę na zwiększenie udziałów?

To na pewno będzie nowa sytuacja. Gdyby do tego doszło, KNF gruntownie przeanalizuje ten problem.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy