Jak Pan ocenia polski rynek ubezpieczeń i najważniejsze problemy tego sektora?
Jest to rynek niedojrzały. Pokrycie polskiego rynku ubezpieczeniami, zwłaszcza niektórymi rodzajami produktów, jest niewielkie - dotyczy to w szczególności ubezpieczeń nieruchomości czy ubezpieczeń typu emerytalnego. Przyczyną jest niska świadomość ubezpieczeniowa społeczeństwa i jego relatywne ubóstwo. Ubezpieczenie jest traktowane jako jedno z ostatnich dóbr potrzebnych naszym obywatelom. Bez wyraźnego impulsu trudno jest oczekiwać, że nastąpi raptowna poprawa sytuacji. Problemem są też dość wysokie ceny ubezpieczeń w Polsce, w relacji do dochodów.
Czy to znaczy, że zakłady narzucają zbyt wysokie ceny, czy po prostu Polacy są zbyt biedni?
I jedno, i drugie. Rentowność polskich zakładów ubezpieczeniowych jest duża, zysk na kapitale wysoki, a z drugiej strony mała penetracja rynku. Zakłady, obniżając ceny produktów, mogłyby z pewnością zwiększyć sprzedaż. To jednak oznacza dla nich konieczność zwiększenia efektywności, a co za tym idzie obniżenia kosztów.
Problemem jest także, jak już wspomniałem, świadomość klientów. Ludzie nie rozumieją ubezpieczeń, nie wiedzą, co otrzymują, kupując polisę. Często mają pretensję, że wykupili ubezpieczenie, nie mieli wypadku przez ileś lat i w związku z tym wydali pieniądze niepotrzebnie. Nie rozumieją, że otrzymują ochronę na wypadek, gdyby im się coś stało.