Zakup papierów sieci delikatesów Bomi podczas oferty publicznej nie okazał się trafną inwestycją. Na otwarciu wczorajszej debiutanckiej sesji akcje spółki i prawa do akcji (PDA będą notowane do czasu zarejestrowania przez firmę podwyższenia kapitału) potaniały o 17,8 proc., do 18,9 zł, w porównaniu z ceną emisyjną (23 zł). Później było nieco lepiej, jednak liczba sprzedających wciąż przewyższała liczbę kupujących. - Patrząc na otwarcie notowań debiut Bomi nie wypadł za ciekawie, jednak trzeba zwrócić uwagę, że tendencja jest zwyżkowa - komentował Ludwik Sobolewski, prezes GPW. Na koniec dnia akcje Bomi wyceniono na 20,6 zł, a PDA na 20,5 zł. Właściciela zmieniło łącznie prawie 504 tys. walorów, czyli niemal 12 proc. sprzedanych w ofercie. Obrót akcjami przekroczył 10,5 mln, a PDA 9,5 mln.
Innym też się nie wiodło
Bomi jest 44. spółką, która w tym roku weszła na giełdę, ale dopiero piątą, której debiut był na minusie. Podobnie było z firmami: Seko, której notowania spadły na pierwszej sesji o 4 proc. względem ceny emisyjnej, GF Premium (spadek o 25,3 proc. poniżej ceny emisyjnej), LC Corp (prawie 7 proc. straty) i Quantum software. Mimo że ta ostatnia spółka opóźniła datę wejścia na giełdę, czekając na poprawę koniunktury, na zamknięciu pierwszej sesji za jej papiery inwestorzy płacili 13,4 proc. mniej niż w ofercie publicznej.
- Dołożymy wszelkich starań, by indeksy Bomi były zielone. Firma ma podstawy, żeby szybko rosnąć. Bomi to dobry wybór zarówno dla klientów, jak i inwestorów - zapewniał Stanisław Okonek, prezes spółki. Dodał, że słaby debiut to wpływ informacji zza oceanu, które oddziałują na sytuację w kraju.
- Nie mogliśmy przekładać debiutu i czekać na lepsze nastroje na GPW, ponieważ on i tak się przesuwał, ze względu na aneksy, które spółka składała w Komisji Nadzoru Finansowego. Wiemy też, że inwestorzy czekali na pierwsze notowanie, zwłaszcza ci, którzy wspomagali się kredytem - tłumaczył prezes Okonek. Zapisy na akcje zakończyły się 30 lipca.