Dzisiaj rozstrzygnie się, co dalej z projektem ustawy o wartych kilkaset milionów złotych akcjach pracowniczych w energetyce. Wczorajsze wysłuchanie publiczne, oprócz ostrej wymiany zdań i oburzenia inwestorów, nie przyniosło konkretnych rozstrzygnięć.

Cały problem w tym, że nawet jeśli mające się dzisiaj spotkać połączone sejmowe komisje skarbu i gospodarki przyjmą poprawkę, o którą chodzi akcjonariuszom, to i tak w obecnym zamieszaniu parlament może nie przyjąć projektu ustawy. I prawa do konwersji akcji nie otrzyma nikt.

Projekt specustawy ma dać osobom zatrudnionym w konsolidowanych obecnie państwowych spółkach energetycznych prawo do wymiany akcji pracowniczych na walory połączonych grup. Te mają w przyszłości iść na GPW. Jednak resort skarbu nie chce przyznać prawa do wymiany akcji osobom, które akcje od pracowników odkupiły. A tak stało się w BOT Górnictwo i Energetyka oraz Południowym Koncernie Energetycznym. I stąd cała awantura. Inwestorzy, którzy spotkali się wczoraj z rządem i posłami, nie byli w stanie ukryć swojego oburzenia. Co ich irytowało?

- Wypowiedzi przedstawicieli biur maklerskich są nakierowane na to, żeby wzbudzić niepokój strony społecznej - powiedział m.in. minister Wojciech Jasiński. A posłom opowiadającym się po stronie akcjonariuszy niebędących pracownikami zarzucił prowadzenie kampanii wyborczej.

Jego resort również zlecił przygotowanie analiz prawnych. Wynika z nich coś zupełnie innego niż to, co zgłaszają inwestorzy. Ci zaś mówią, że jeśli ustawa nie przyzna im prawa do konwersji, to będziemy mieli do czynienia ze złamaniem praw własności, naruszeniem konstytucji i umów międzynarodowych. Tyle że MSP nie przyjmuje tych argumentów, mówiąc, że "rozmijają się z prawdą". Poza tym, zdaniem W. Jasińskiego, im więcej uprawnionych do konwersji, tym niższa wartość akcji przypadających na jednego uprawnionego pracownika energetyki. Tym ostatnim zależy jedynie na tym, żeby Sejm przyjął szybko ustawę o akcjach. Z tym jednak będzie teraz trudno.