Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 26.08.2007 22:05

Ostatni tydzień udowodnił chyba wszystkim, że na rynku nie ma nic pewnego.

Każda sytuacja, która zdaje się przesądzać sprawę wcale nie musi jej

przesądzać. Nastroje na rynku zmieniają się jak a kalejdoskopie. Poprzedni

tydzień kończyliśmy z fatalnych nastrojach. Czwartkowa przecena otworzyła

oczy tym, którzy nadal byli przekonani, że rynek akcji nie może mocno

spadać.

Dotarło do świadomości inwestorów, że w pewnym momencie na nic zdają się

wysiłki funduszy inwestycyjnych. Wiara, że one mają siłę i zatrzymają

przecenę jest złudna. Pisałem to już tu wielokrotnie, ale powtórzę raz

jeszcze - fundusze inwestycyjne nie mają sił, a właściwie mają ich tylko

tyle, ile dają im ich klienci. Jeśli suma środków wpłacanych do funduszy

jest wyższa od sumy środków wypłacanych to zarządzający ma jeszcze

możliwość manewru. Jeśli strumień środków napływających jest ogromny, jak

miało to miejsce w ostatnich miesiącach, to przekłada się to na zwiększone

zakupy, a w konsekwencji wzrost cen akcji. W tym wypadku od zarządzającego

zależy, czy i w jakim zakresie będzie dokonywał zakupów.

Inną sytuacją jest chwila, że gdy zacznie przeważać u inwestorów chęć

umarzania jednostek. Wtedy zarządzający nie ma wyboru. Musi redukować

pozycje na rynku akcji, a więc generować podaż. Nawet jeśli nie ma na to

ochoty. Klient musi pieniądze otrzymać na czas. Wyobraźmy sobie sytuację,

gdy znaczna część klientów funduszy w krótkim czasie zleca umorzenie

jednostek. Wtedy zarządzający zmuszony jest do redukcji posiadanych

pozycji, a w konsekwencji na rynku pojawia się znaczna liczba akcji,

które do tej pory były w posiadaniu funduszu. W takiej sytuacji fundusz

musi sprzedaż, by zaspokoić klienta. Cena przestaje mieć pierwszoplanowe

znaczenie.

Wtedy głównym problemem dla takiego funduszu jest czynnik płynności. Jego

podaż musi się spotkać z porównywalnym popytem. Pytanie, na jakim poziomie

cen? Jeśli rozpatrujemy sytuację emocjonalną to z popytem może być krucho,

gdyż inne fundusze także będą stały po stronie podaży. Kto w takim razie

będzie "bronił" rynku?

Sprawa jest więc prosta. W sytuacji względnej równowagi, lub niewielkiej

tylko nierównowagi między kwotą kapitałów wpływających do funduszy, a

kwotą kapitałów z nich wypływających, głównie od zarządzającego zależy

stopień zgłaszanego przez fundusz popytu, czy oferowanej podaży. Gdy

różnica między kapitałami wpływającymi i wypływającymi jest znaczna

poczynaniami zarządzających zaczynają rządzić emocje klientów.

Paradoksalnie (zapewne dla wielu inwestorów) to właśnie od klientów i ich

emocji zależy, czy dana tendencja będzie miała swoją kontynuację.

Czwartek przed ponad tygodniem był dniem bolesnego testu wytrzymałości

inwestorów lokujących swoje kapitały w funduszach. To właśnie do nich

skierowane były słowa otuchy minister Zyty Gilowskiej, czy Prezesa NBP

Sławomira Skrzypka. Argumenty o zdrowych fundamentach gospodarki i jej

świetlanej przyszłości miały za zadanie uspokoić sytuację, a więc głównie

inwestorów indywidualnych. Takie argumenty profesjonalnym traderom nie

wystarczą. Jak widać, udało się. Wprawdzie fundusze sygnalizowały

zwiększoną aktywność przy umarzaniu ich jednostek, ale nie była to panika

klientów. Swoje zrobiła szkoła sprzed roku, gdy rynek wyznaczył spadek o

20%, by szybko nadrobić stratę.

Pewnie wiele osób spodziewa się, że tym razem będzie podobnie. W ostatnim

tygodniu ceny już znacznie wzrosły. Dynamika była ma tyle duża, że udało

się w ciągu tych paru dni odrobić połowę wcześniejszej przeceny. Wszystko

wraca do "normy, a zaraz później nowych rekordów.

Czy faktycznie? Rynki akcji rzeczywiście przestały spadać. Ostatnio

mieliśmy mocne odbicie, ale poziom emocji jest nadal podwyższony. Nie jest

wcale powiedziane, że wkrótce nie nastąpi kolejna fala przeceny. Pojawiły

się sygnały kupna, ale w takich warunkach, że trudno je uznać, za

doskonałe przesłanki do dalszej zwyżki. Poziomy stopów dla długich pozycji

są z pewnością teraz stawiane znacznie bliżej.

Wzrosty w USA cieszą naszych inwestorów, ale nie mogą przesłonić faktu, że

tamtejsze zawirowania na rynku finansowych wcale się nie skończyło.

Obecnie oczekuje się od Fed kontynuacji działań ratunkowych. Obniżka stopy

dyskontowej nie spotkała się z dużym zainteresowaniem. Stopy

krótkoterminowe są znacznie niższe od oficjalnej stopy funduszy

federalnych. Bank centralny mógłby podjąć decyzję o zebraniu gotówki z

rynku, ale właśnie na brak tej gotówki rynek cierpi. Tym samym wydaje się,

że jeśli sytuacja nie poprawi się w ciągu najbliższych tygodni, do obniżki

oprocentowania funduszy federalnych jednak dojdzie. Będzie to odebrane

jako porażka członków Fed nie tylko ze strony rynku, ale i samych

decydentów, bo problem inflacji wcale nie zniknął.

W takich warunkach nasza Rada Polityki Pieniężnej będzie podnosić stopę

procentową o 25 pkt. bazowych już w najbliższą środę. To wydaje się być

przesądzone. Dane dotyczące zmian płac i wydajności pracy nie pozostawiają

tu wielkiego pola manewru. Wzrost stóp może być także podyktowany obawą o

wartość złotego. Z jednej strony wzrost stóp będzie działało na złotego

umacniająco, ale z drugiej może jedynie łagodzić negatywne skutki

realokacji kapitałów globalnych, która polega obecnie głównie na

zmniejszaniu zaangażowania na rynkach wschodzących. W związku z tą zmianę

nastawienia do inwestycji ryzykownych raczej nie należy oczekiwać silnego

umocnienia się złotego po decyzji o podwyżce. Tym bardziej, że taki ruch

jest już od jakiegoś czasu przez rynek oczekiwany.

Poprawa sytuacji na rynku akcji wydaje się krótkotrwała. Skala

podejmowanego przez wiele instytucji ryzyka została wszystkim

uświadomiona, a bankructwa kilku podmiotów zasygnalizowały pozostałym, co

ich czeka jeśli nie podejmą działań dostosowawczych. Ceny może i dojdą do

okolic rekordów, ale nie należy liczyć na to, że po korekcie, wzorem

spadku z ubiegłego roku, mamy przed sobą kilkanaście miesięcy wzrostów.

Opcje put stają się coraz atrakcyjniejsze.

Po ostatnich kilku dniach interesująco wygląda wykres tygodniowy indeksu

WIG20 ( Wykres_1.gif ). Po zejściu pod majowy dołek w poprzednim tygodniu,

teraz mieliśmy mocny powrót, który ma negować wcześniejszy sygnał

słabości. Za tą negacją przemawia również wygląda wykresu dziennego (tym

razem przedstawiono ceny kontraktów, ale wnioski są podobne Wykres_2.gif

). Pokonany został poziom ostatniego lokalnego szczytu, co powinno zostać

odebrane jako sygnał powracającej mocy popytu Wykres_3.gif Problem w tym,

że wszyscy pamiętamy, jak przebiegała piątkowa sesja i wszyscy pamiętamy,

że wspomniane wybicia miało miejsce w trakcie silnego wzrostu w ostatnich

10 minutach notowań ciągłych. Tak ważny sygnał (na jego podstawie można

powracać do długich pozycji) nie powinien padać w tak wątpliwy warunkach.

Poziom obrotu pozostawiał tu wiele do życzenia, skutecznie zmniejszając

wiarygodność wybicia. Nie znaczy to jednak, że na sygnał nie należało

zareagować. Trzeba jednak mieć się na baczności. Za poziom wsparcia w tej

chwili można uznać okolice 3500 pkt. czyli tuż pod minimum piątkowych

wahań. Spadek cen pod 3500

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy