Parkiety naszej części Europy przez ostatnie półrocze zaczęła pachnieć dla niektórych inwestorów drożyzną. - Wartość spółek notowanych na giełdach Europy Środkowej i Wschodniej zaczęła osiągać na tyle wysoki poziom, że zaczęliśmy szukać możliwości inwestycyjnych poza tym regionem - twierdził przed korektą Mark Mobius, giełdowy guru, zarządzający funduszami wchodzącymi w skład Templeton Asset Management. Wówczas, jego zdaniem, tańsze i bardziej obiecujące mogły być firmy z RPA, Turcji czy Brazylii.
Dobrym sygnałem dla rynków wschodzących, w tym również naszego, jest rosnące zaufanie inwestorów. - Teoria, która każe traktować walory z emerging markets jako równoznaczne z ryzykownymi, jest kompletnie pozbawiona sensu - przekonuje Allan Conway, zarządzający w dziale rynków wschodzących londyńskiego funduszu Schroeders Investment. Jednak panika z połowy sierpnia najbardziej odbiła się właśnie na kondycji rynków wschodzących. W ciągu jednego dnia indeks MSCI Emerging Markets spadł o blisko 6 proc. Indeksy parkietów w Seulu oraz Stambule straciły prawie 7 proc. przez jedną sesję - najwięcej na świecie. Cieszy, że giełdy szybko wzięły się do odrabiania strat i nawet pomimo korekty główny wskaźnik rynków wschodzących wzrósł od początku roku o 9 proc.
W momencie gdy przez światowe giełdy przetaczała się fala wyprzedaży, fundusze najwięcej pieniędzy kierowały na giełdy za oceanem oraz do instytucji inwestujących w waluty. Tylko w pierwszym tygodniu sierpnia do funduszy akcji spółek z USA napłynęło 10,9 mld USD.
Tak dobrą passą rynek amerykański nie mógł się pochwalić w ubiegłym półroczu. Przez cały ten okres aktywa funduszy zarabiających na walorach firm ze Stanów Zjednoczonych zmniejszyły się o prawie 6 mld USD. Na innych rynkach rozwiniętych przez ostatnie pół roku również nie zanotowano napływu nowych środków. Z giełd Europy Zachodniej w sumie uciekło 576 mln USD. Gorzej miała się Japonia, skąd wyparowało 4,8 mld USD.
Nieruchomości pod kreską
Kryzys na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych niskiej jakości (subprime) sprawił, że kiepsko miały się fundusze nieruchomości. W ubiegłym roku instytucje te były bardzo dochodowe. W 2006 r. średnia stopa zwrotu wynosiła 31 proc., czyli dwa razy więcej, niż zyskał wówczas indeks największych amerykańskich spółek Standard & Poor?s 500. Jednak od początku maja tego roku niektóre fundusze straciły po kilkanaście procent. Największe ubytki za oceanem zanotowały Fidelity Investments, Franklin Resources i Kensigton Investment. Z ich portfeli wyparowało w ciągu trzech miesięcy 13 mld USD. Nie zwracały się nie tylko inwestycje w mieszRozczarowanie funduszami nieruchomości sprawiło, że gracze znów zaczęli interesować się walorami firm z segmentu nowych technologii. W ostatnim miesiącu więcej środków napływało też do instytucji inwestujących w surowce oraz spółki z branży energetycznej.