Polowanie na superpracownika

Jak pozyskać dobrego menedżera? - zastanawiają się prezesi korporacji. Zamiast samemu sprostać zadaniu przerzucają je na wyspecjalizowanych łowców głów. Ci niczym służby CIA rozpracowują potencjalnych kandydatów i biorą na przynętę

Publikacja: 31.08.2007 09:30

Uczestnicząc w ostrej walce na konkurencyjnym rynku trzeba zmobilizować wszystkie siły do pracy. Zaangażowanie i pasję ceni się w tej sytuacji najbardziej. Jednak następstwem stałego napięcia psychicznego, przeciążenia w wykonywaniu obowiązków jest wypalenie zawodowe pracowników, rozbicie ich życia rodzinnego, a często także dyskomfort pracy. Niestety, wiele polskich firm wciąż tego nie dostrzega. Na rynku brakuje specjalistów, więc tym bardziej są oni eksploatowani i poszukiwani. W tej sytuacji świetnie odnajdują się łowcy głów. Prowadzą dokładne badanie rynku. Wiedzą, co dana firma może zaoferować potencjalnemu kandydatowi oraz co ten będzie chciał w zamian za przejście do nowej pracy.

Head hunterzy często specjalizują się w konkretnych branżach, np. marketingu, zarządzaniu, finansach, zasobach ludzkich czy public relation. W swoich bazach danych mają rozbudowane CV potencjalnych kandydatów. W ten sposób łatwiej jest im znaleźć dobrego pracownika na dane miejsce. Jeśli ktoś zrekrutowany jest zadowolony, pomoże ściągnąć kolejnych dobrych pracowników. W ten prosty sposób firma ma szanse ściągnąć do siebie dobry i zgrany zespół, inwestując w to minimum środków. Trzeba jednak uważać, bo zaniedbania i niedopatrzenia w obsadzaniu stanowiska wpłyną negatywnie na przyszłe relacje z kandydatami do pracy oraz klientami przedsiębiorstwa, przyczyniając się do pogorszenia kondycji finansowej organizacji.

Jak działają łowcy głów?

Jego celem powinno być wyłonienie optymalnego kandydata do pracy. Niejednokrotnie wysoko ustawiona poprzeczka podczas naboru i doboru pracowników rzeczywiście przyciąga do danej firmy najlepszych na rynku kandydatów.

- Dostajemy zlecenie z firmy odzieżowej, że potrzebny jest marketingowiec do wprowadzenia nowej marki na polski rynek. Pytamy, co firma oczekuje od potencjalnego kandydata oraz co ma mu do zaoferowania - opowiada łowca głów z Łodzi, który ze względu na klientów prosi o zachowanie anonimowości. Z praktyki head hunterów wynika, że to nie pieniądze przesądzają o wszystkim. - 2-3 tys. więcej nie robi na nikim wrażenia przy dochodach kilkudziesięciu tysięcy miesięcznie. Potrzebne są gadżety, np. atrakcyjny pakiet socjalny, elastyczne godziny pracy, elegancki samochód, darmowy karnet na SPA itp. - dodaje łódzki łowca głów. Poza tym ludzie często są zmęczeni pracą w przedsiębiorstwie, w którym nie widzą dla siebie szans na dalszy rozwój, nie czują się doceniani. Jeśli na horyzoncie pojawia się łowca głów i oferuje awans oraz pracę w lepszej atmosferze, nie zastanawiają się długo.

Czasem kryteria pracodawcy poszukującego nowego pracownika są zakrojone do jednej osoby. Zadaniem łowcy głów jest sprawdzenie, czy ów kandydat rzeczywiście ma te kwalifikacje, które sobie przypisuje. By to zrobić, head hunter nie będzie się wahać zadzwonić do wszystkich firm, w których pracowała dana osoba, zaczynając od tej, w której jest obecnie zatrudniony.

Oczywiście, poda się za kogoś innego. Po pozytywnej weryfikacji zaprosi kandydata na spotkanie. Jeśli ten zażyczy sobie spotkanie na drugim końcu Polski, łowca głów się stawi w myśl zasady: "nasz klient, nasz pan". Podczas rozmowy face to face przystąpi do "podkupowania" pracownika.

Nie znasz dnia ani godziny

Nigdy nie możesz być pewien, że nie obserwuje cię łowca głów. Renata, szef działu rekrutacji w jednej z wrocławskich firm outsourcingowych, została zauważona przez łowcę głów w pociągu. - Wracałam z wyjazdu służbowego. Mój telefon co chwilę dzwonił. A to jakiś klient, a to ktoś z biura - opowiada Renata. - Chyba sposób, w jaki załatwiałam poszczególne sprawy, musiał go zainteresować. Gdy telefon na chwilę umilknął, zapytał, czym właściwie się zajmuję i czy nie chciałabym zmienić pracy. Przed wyjściem z pociągu zostawił mi swoją wizytówkę, tak na wszelki wypadek, gdybym chciała zmienić pracę - wspomina Renata.

Po kilku tygodniach postanowiła sprawdzić, co ciekawego do zaoferowania ma dla niej łowca głów. - Podwójna pensja, motywujący do pracy system premii, służbowy samochód i dwutygodniowe szkolenie w Holandii na początek. Postanowiłam kuć żelazo póki gorące - opowiada Renata, dziś pracująca w tej samej branży w stołecznej firmie.

Firmy head hunterskie z racji braku fachowców podejmują się szukania szczególnie uzdolnionych kandydatów do pracy, nim ci ukończą studia. - Nie można poszukiwać takich pracowników tylko wśród absolwentów wydziałów ekonomii lub zarządzania. Trzeba brać pod uwagź przedstawicieli innych specjalności - mówi łowca głów z Łodzi.

Potencjalne zdobycze head hunterów chętnie same się do nich zgłaszają. Rozmowa z łowcą, o ile kandydat rzeczywiście ma czym się pochwalić, pomoże mu dostać się do bazy. Przy następnej okazji może zostać zaproszony na rozmowę.

Poza tym pracownik, który dostał ofertę od łowcy głów, zanim przyjmie propozycję, może nią zagrać u dotychczasowego pracodawcy. Jeśli temu zależy na pracowniku, to go awansuje i da podwyżkę.

Dobry czy zły gracz

Na temat łowców głów na rynku krążą różne opinie. Jedni na nich złorzeczą, inni chwalą w niebogłosy. Ci pierwsi zapewne zostali pozbawieni przez nich pracownika bądź całej grupy. Mieszane uczucia budzą także metody, jakimi się posługują.

Marcin Gieracz, twórca nowej strategii marketingowej i idei dla marki Reporter (wcześniej Product Manager marki House) uważa, że to dzięki head hunterom zaszedł tak wysoko. Ma 28 lat i kariery mógłby mu pozazdrościć niejeden menedżer. - Już w liceum nie umiałem usiedzieć na miejscu i ciągle podejmowałem się jakichś zajęć i projektów. Na studiach miałem indywidualny tok nauczania. Skończyłem na licencjacie, bo od początku wiedziałem, że najważniejszych rzeczy nauczę się w praktyce - opowiada Marcin Gieracz. Chciał specjalizować się w marketingu. W firmie Artman pracował przy wyjściu marki House. - Z nią się rozwijałem. Pracując dla tej firmy założyłem własną działalność gospodarczą - Rubikon - opowiada. Posypały się kolejne oferty pracy. Pracował przy wejściu Heyah na rynek. Przeszedł do Secus, a potem na stanowisko dyrektora marketingu w Reporterze. - Nadal na skrzynkę mailową dostaję różne oferty od łowców głów. Na razie odpisuję im, że nie jestem zainteresowany - dodaje Gieracz.

Podkupowanie pracowników to zły sygnał dla pracodawcy. To znaczy, że nie potrafi w obrębie swojego przedsiębiorstwa zatrzymać talentów, rozpoznać silnych stron każdego z pracowników, dobrze dopasować ludzi do zadań oraz budować efektywne zespoły. Rolą pracodawcy jest taki dobór ludzi do zadań i taki podział ról w zespole, aby jego podwładni mogli wykorzystywać w pracy swoje naturalne talenty i wrodzone preferencje. Powinni robić w pracy to, co lubią i potrafią robić najlepiej. Wówczas cały zespół będzie osiągał ponadprzeciętne wyniki.

Także ci, którzy z zyskiem dla firmy podkupili dobrych pracowników, nie mogą spocząć na laurach. Ci, którzy zajmują się zarządzaniem talentami w nowoczesnej firmie, stają przed zadaniem nie tylko znalezienia, zatrudnienia i zaangażowania, ale również zatrzymania pracowników. Odpowiednie zarządzanie prowadzi do długofalowego sukcesu rynkowego, pozwala przyciągać talenty, tworzyć pozytywny wizerunek firmy oraz dobrą reputację rynkową organizacji.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy