Partia X ogłosiła swój program ściągania emigrantów do kraju. Partia Y zagrzmiała, że była pierwsza i jej program został ukradziony. Na to partia X oburzyła się, że problem wyjazdów Polaków do pracy w Unii nie jest niczym nowym i każdy mógł sobie wymyślić program, jaki chciał, zresztą to, co przygotowali ludzie z X, jest dużo lepsze. Wszystko zgodnie ze staropolskim przysłowiem: Każda pliszka swój ogonek chwali, zwłaszcza przed wyborami.

Jasne. Gdyby kluczem do sukcesu było opracowanie dobrego i jedynego słusznego programu, już bylibyśmy w domu. Ale same plany działania to jeszcze żadne osiągnięcie. Dlatego kłótnie o to, kto był pierwszy, nie mają dla mnie sensu. Zwłaszcza że te programy, z całym szacunkiem, też pozostawiają wiele do życzenia.

Przykład pierwszy z brzegu: w programie partii X znalazły się propozycje udogodnień, takich jak wakacje podatkowe, zniżki w ZUS i mniejsza składka emerytalna. Co trzeba zrobić, żeby dostąpić tego szczęścia? Popracować rok w Londynie, przyjechać do kraju i znaleźć pracę albo założyć firmę. Na zdrowy rozsądek, zamiast wziąć się do roboty już teraz, najpierw warto się na jakiś czas stąd zabrać. Przy okazji można zarobić niezłe pieniądze.

Chociaż zarówno rząd, jak i opozycja są w stanie zdiagnozować poprawnie to, co się dzieje (partie X i Y zauważyły już, że ludzie wyjeżdżają do krajów o wyższym poziomie rozwoju), to zamiast działania, dostajemy same programy. Tylko że żaden z tych programów nie jest w stanie sprawić, aby Polakom tak samo łatwo żyło się i w kraju, i w Wielkiej Brytanii.