Warszawska giełda jest ostatnio w defensywie. Wynika to zapewne z tego, że na krajowym parkiecie aktywnie działają już prawie wyłącznie polscy gracze. Zagraniczni inwestorzy od dawna twierdzili, że w Polsce jest drogo, a krajowe fundusze inwestycyjne, do których płynie rzeka pieniędzy, zawyżają wyceny firm. Dlatego też kapitał powracający do światowych akcji nas ominął, czego dowodem jest relatywnie słabe zachowanie indeksu największych spółek wczoraj i również w ostatnich tygodniach. Mimo relatywnie dobrej środowej sesji nadal bardzo słaby jest rynek małych i średnich spółek (w sierpniu mWIG40 spadł o 4,3% w porównaniu ze zwyżką WIG20 o 0,9%), co jest efektem przewartościowania sektora i dopływem nowych spółek na giełdę (szacunki mówią nawet o stu debiutach). Widać też, że polscy inwestorzy instytucjonalni podchodzą bardzo nieufnie do wzrostów na światowych rynkach, gdzie emerging markets ustanawiają rekordy wszech czasów (Brazylia, Chiny), a rynki rozwinięte ze stoickim spokojem pną się do góry (USA, Niemcy). Obecnie najsłabsze dane odbierane są jako "przeszłość" i nie wpływają już negatywnie na rynek akcji. Inwestorzy na świecie coraz bardziej wierzą w scenariusz geometrycznego wzrostu udziału w światowym PKB gospodarek krajów BRIC, który jest systematycznie przeszacowywany w górę. I rzeczywiście może tak być, czego objawem jest chociażby
bilionowy program rozwoju infrastruktury w Rosji, skutkujący między innymi przejmowaniem przez rosyjskich oligarchów największych europejskich firm budowlanych (Strabag, Hochtief itd). Również Chiny mają takie programy, jak narodowy program budowy kolei czy dróg. Hossa surowcowa i akcji trwa już długo, narodziło się wiele fortun, ludzie zarabiają coraz więcej i systematycznie zwiększa się również masa pieniądza. Po problemach rynku hipotecznego w USA duże pieniądze płyną więc na pozornie najbardziej ryzykowne rynki rozwijające się, które nie mają zagrożeń
hipotecznych. Z drugiej strony, mocne są też te giełdy, których
przedsiębiorstwa od dawna zwiększają przychody pochodzące właśnie z emerging markets. Ostatni kwartał roku powinien być tradycyjnie dobry dla posiadaczy akcji na świecie, aczkolwiek nasza giełda może nadal być w ogonie wzrostu. Odmienić to mogą jedynie wzmożone wpłaty
do funduszy.