Amerykański sen czy koszmar każdego przeciętnego Polaka?

Wysokie płace, niska inflacja, tanie kredyty, małe raty, wspaniałe inwestycje - powszechny dobrobyt. To możliwe. Ale trochę jednak zbyt piękne

Publikacja: 06.10.2007 10:23

Nic nam nie grozi z powodu wygasającego kryzysu na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych. Po pierwsze dlatego, że taki kryzys u nas nie może się zdarzyć z przyczyn strukturalnych, obiektywnych. Po drugie, ponieważ polska gospodarka ma mocne fundamenty i nic w najbliższym czasie nie jest w stanie nią zachwiać. Po trzecie dlatego, że perturbacje nie dotyczyły realnej gospodarki (?). Tak orzekli specjaliści, eksperci i uczeni. Nie ma powodów, aby z ich opinią polemizować - bynajmniej.

Rozważając jednak rzecz w sposób nieporównanie mniej profesjonalny, czyli na prosty, chłopski rozum, można zauważyć, że nikt nie twierdził chyba nigdy, że w Polsce możliwy jest taki kryzys, jak w USA. Nie trzeba tedy obalać tezy, która nie została postawiona.

To oczywiste, że na naszym rynku nie ma produktów typu subprime, czyli ryzykownych kredytów, refinansowanych przez pożyczkodawców z pomocą różnorodnych instrumentów finansowych. I równie oczywiste jest to, że rynek nieruchomości oraz kredytów hipotecznych jest u nas rachityczny - i w wymiarze ilościowym, i jakościowym - w porównaniu z funkcjonującymi w innych dojrzałych gospodarkach.

U nas schemat jest prosty: kredyty udzielane są przez banki, korzystające z własnych zasobów lub pożyczających pieniądze w ramach sektora.

Kluczowe pytanie nie brzmi więc, czy może się powtórzyć kryzys w wersji amerykańskiej, ale czy możemy doczekać się własnych kłopotów np. na wzór takich, jakie dotknęły segmentu kredytów korporacyjnych w okresie spowolnienia gospodarczego. Inwestorzy giełdowi dobrze pamiętają wielkość rezerw tworzonych z tego powodu przez banki.

Biorąc pod uwagę cykliczność zjawisk w gospodarce możemy być pewni, że prędzej czy później zafundujemy sobie problemy. Pytanie - kiedy i jak duże. I czy dziś to w ogóle realna wizja. Żeby nieco bardziej uzasadnić pytanie, warto wspomnieć o - na razie drobnych - kłopotach, z jakimi mają do czynienia rynki rumuński czy bułgarski. Pamiętając o wyraźnych różnicach, trzeba też przypomnieć, że oba polecane były jeszcze całkiem niedawno jako fantastyczna alternatywa dla przewartościowanego rynku polskiego.

Istotne w tym kontekście jest też to, że nieprawdziwa wydaje się teza, że nie ma jeszcze na naszym rynku kredytów podwyższonego ryzyka. Że pieniądze pożyczają na razie tylko ci, których naprawdę na to "stać". Jak nazwać pożyczki udzielane osobom, które nie muszą przedstawiać zaświadczenia o zatrudnieniu albo osobom zatrudnionym na podstawie umów zlecenia czy o dzieło? Do jakiej kategorii należą kredyty z wydłużonym maksymalnie okresem spłaty tylko po to, by pożyczkobiorca był w stanie udźwignąć ciężar rat, przynajmniej przy aktualnych dochodach i cenach? Czy w pełni bezpieczne są pożyczki opiewające na 100 i więcej procent wartości nieruchomości, zwłaszcza w sytuacji stagnacji lub możliwego spadku - bardzo wcześniej wywindowanych - cen nieruchomości? Czy grupą podwyższonego ryzyka nie są kredytobiorcy poważnie się zadłużający, mimo braku jakiejkolwiek poduszki finansowej (jeśli wierzyć sondażom, znakomita większość Polaków nie ma żadnych oszczędności). W jakiej sytuacji znajdą się ci, którzy mają poduszkę finansową, ale ulokowaną ryzykownie na giełdzie lub w agresywnych funduszach inwestycyjnych, jeśli giełdowy marazm utrzyma się lub przerodzi w coś gorszego? Pytania można by mnożyć.

Nie ma powodów do niepokoju, zgoda. Koniunktura gospodarcza jest bardzo dobra, płace bardzo szybko rosną, praca szuka pracowników, a nie na odwrót.

Polska gospodarka ma mocne fundamenty i doskonałe perspektywy, choćby z powodu unijnego wsparcia. Rosnąca powoli inflacja i postępująca nierównowaga w wymianie handlowej, choć są sygnałami, na które kredytobiorcy, i nie tylko oni, muszą zwracać uwagę, o niczym jeszcze nie świadczą, niczego nie przesądzają.

Tak, jest pięknie. W gospodarce, na giełdzie, w sektorze nieruchomości i niemal każdym innym. Druga Japonia albo może lepiej powiedzieć: Stara Europa jest w zasięgu ręki, mimo 30- czy 40-letniego dystansu. Ale jakoś to wszystko wygląda zbyt pięknie, aby zbyt długo mogło być prawdziwe.

No i zważmy, że w ogóle nie było tu mowy o wpływie ewentualnych dalszych zawirowań w USA na polską, i nie tylko polską, giełdę czy gospodarkę.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy