Prezes podkreśla, że stwierdzono tylko dwa nieprzyjemne przypadki. - Robaczek pojawił się w kasztanku i fistaszku. To nie jest problem tylko naszej firmy, ale całej branży spożywczej. Śmiem twierdzić, że Wawel dotyka w mniejszym stopniu niż inne spółki - mówi prezes. - Hipermarket, w którym sprzedano "wadliwe" produkty, wnikliwie zbadał wszystkie nasze czekoladki i nie stwierdził kolejnych takich przypadków - dodaje. Podkreśla, że najmniej prawdopodobne jest to, że robaczek w czekoladkach pojawił się w Wawelu podczas produkcji. - Stosujemy wyjątkowe środki ostrożności. Mamy budżet i wewnętrzne procedury, które mają zapobiegać takim incydentom - zapewnia prezes. Nie podaje wielkości tego budżetu. Z kolei procedury ochronne polegają na cotygodniowym dezynsekowaniu maszyn i magazynów.
Szef Wawelu wskazuje ponadto, że łańcuch dostawców spółki jest bardzo długi, a ich produkty szczegółowo sprawdzane. - Oczywiście, dostawców staramy się certyfikować i ze względu na higienę czy temperaturę przechowywania przez nich produktów nie wszyscy zostają naszymi partnerami - tłumaczy D. Orłowski. - Dużo też zależy od tego, jak nasi odbiorcy przechowują produkty, czy mają klimatyzowane magazyny, czy czekoladki nie są sprzedawane po terminie ważności - dodaje. Zapewnia, że III kwartał wypadł bardzo dobrze, a cały rok będzie lepszy od poprzedniego.
Ważna jakość
Z podobnymi problemami mierzy się m.in. giełdowy Bakalland, dystrybutor bakalii. - Jeździmy po całym świecie i audytujemy dostawców. Kontrolujemy transport i badamy całą partię towaru przed odebraniem. Zdarza się, że nie spełnia standardów i jest odsyłana z powrotem do dostawcy - mówi Marian Owerko, prezes spółki.