W strategii Grupy Lotos założono, że kontrolowa na przez koncern firma Pertobaltic od 2012 r. będzie wydobywać spod bałtyckiego dna w polskiej strefie ekonomicznej 1 mln ton ropy rocznie. Oznaczałoby to ponadczterokrotny wzrost produkcji, która np. w minionym roku wyniosła tylko 247,9 tys. ton. - Te plany nadal pozostają aktualne - powiedział wczoraj prezes Grupy Lotos Paweł Olechnowicz.
Znacznie więcej surowca gdański koncern chce pozyskiwać z norweskiego szelfu. Tym ma się zająć powołana trzy tygodnie temu spółka Lotos Exploration and Production Norge, na której czele stanął Henrik Carlsen, były długoletni menedżer koncernu Statoil. - Spodziewamy się, że tam wydobycie sięgnie 2-3 mln ton ropy rocznie - stwierdził P. Olechnowicz.
Grupa Lotos chce także wydobywać ropę z łotewskiego i litewskiego szelfu Morza Bałtyckiego oraz - co będzie novum dla gdańskiego koncernu - na lądzie na terytorium Litwy.
W dotychczasowych planach Grupa Lotos zakładała, że na inwestycje w wydobycie do końca 20102 r. przeznaczy 0,5 mld zł. Miało to jednak dotyczyć tylko polskiej części bałtyckiego szelfu. Na ile w związku z rozszerzeniem planów wydobywczych zmienią się nakłady inwestycyjne? P. Olechnowicz nie chciał odpowiedzieć na to pytanie. Stwierdził tylko, że spółka zakłada, iż nawet 90 proc. tego typu inwestycji będzie można realizować dzięki finansowaniu zewnętrznemu.
Spore wątpliwości co do tego ma Andrzej Szczęśniak, niezależny ekspert rynku paliw. - Nie wyobrażam sobie, żeby w tak ryzykownym biznesie, jakim jest wydobycie ropy, można było inwestycje oprzeć aż w takim stopniu na finansowaniu zewnętrznym. Instytucje finansowe po prostu nie podejmą takiego ryzyka - stwierdził. Dodatkowo jego wątpliwości budzi fakt, że Grupa Lotos potrzebuje sporego kredytu na najważniejszy dla niej teraz projekt inwestycyjny 10 plus (warta 5,6 mld zł rozbudowy rafinerii w Gdańsku). P. Olechnowicz liczy, że umowy z bankami zostaną podpisane w grudniu tego roku.