50, a może nawet 60 państwowych przedsiębiorstw może trafić na GPW - oznajmił wczoraj wiceszef resortu skarbu państwa Paweł Szałamacha. Jako gorący zwolennik prywatyzacji i rynku kapitałowego przyklasnąłbym wiceministrowi z ochotą, gdyby taka deklaracja padła z jego ust... w grudniu 2005 roku. Wtedy to Paweł Szałamacha wszedł do rządu i wtedy była pora na snucie tego typu planów. Przyklasnąłbym mu także wtedy, gdyby gabinet trwał i szefostwo MSP miało jeszcze przed sobą kolejne dwa lata na realizację zamierzeń.

Jesteśmy jednak w zupełnie innej sytuacji: do wyborów parlamentarnych pozostało raptem kilka dni. Można więc powątpiewać, czy Paweł Szałamacha będzie jeszcze miał okazję, by wprowadzić choćby jedną z tych 50-60 państwowych spółek na GPW. Co byłoby z korzyścią dla rynku.

Warto tu dodać, że przez ostatnie dwa lata współkierowanemu przez niego ministerstwu udało się wprowadzić na warszawski parkiet jedną (!) państwową firmę - Ruch. Wobec tego gromkie deklaracje o kolejnych dziesiątkach przedsiębiorstw, które podlegają resortowi i które stoją już niemal u bram GPW, w ustach Pawła Szałamachy brzmią dla mnie nieco "zaskakująco". Co skłoniło go do ich wygłoszenia? Zastanawiając się nad tym, zwróciłem uwagę na to, że powyższa deklaracja padła podczas konferencji pt. "Innowacje na rynku finansowym 2007". Być może właśnie ten tytuł natchnął Pawła Szałamachę. Zważywszy bowiem na dotychczasowe dokonania obecnego kierownictwa MSP, prywatyzacja poprzez giełdę jest rzeczywiście sporą innowacją.