Dolar na kolanach

Wprawdzie postoją, poczekają, ale zjedzą za niecałe cztery dolary

Publikacja: 21.10.2007 11:10

Od kilku miesięcy obiady jadam w stołówce jednej z pobliskich dawnych central handlu zagranicznego. Do wyboru dwadzieścia dań i cena przystępna. Słowem: jak kiedyś, mimo że spółka od dobrych kilku lat jest prywatna, a nawet giełdowa. Na szczęście nowoczesność do stołówki nie dotarła. Przychodzi tam codziennie kilkuset pracowników okolicznych banków, redakcji, a nawet chyba IPN, którego kierownictwo gruntownie zreformowało biurowiec odziedziczony po Ruchu. Zapewne dobrą, starą stołówkę jak wszędzie w nowoczesnych biurowcach zastąpił szybki bufet z jednym lub dwoma daniami. Bardzo często z cateringu. Wydajności pracy to sprzyja, ale na krótko. Szybciej tych młodych ludzi trzeba będzie zastępować nowymi, co zwiększy koszty szkoleń i adaptacji. Nie wspominając o kosztach społecznych.

Na tego rodzaju rozważania mam czas codziennie przed obiadem, bo z wyżej wymienionych względów stołówka ma olbrzymie powodzenie i na wydanie posiłku trzeba poczekać czasem nawet i pół godziny.

Ostatnio wzbogacił je inny wątek, już czysto gospodarczy, a nawet makroekonomiczny. Otóż w długiej kolejce stało dwóch Amerykanów w towarzystwie hostessy, też biegle władającej angielskim. Stali przede mną, więc bez życzliwości pomyślałem sobie, że mogliby jadać w pobliskim Hiltonie. I wtedy przyszła refleksja - przecież nie przy tym kursie dolara!

Wprawdzie postoją, poczekają, ale zjedzą za niecałe cztery dolary. A w Hiltonie musieliby zapłacić co najmniej po trzydzieści zielonych za obiad i nie byłoby szybciej. Tyle że na kelnera, a później na posiłek czekaliby siedząc. No, a w tym czasie więcej pokus o charakterze filipińskim, niekiedy nie do odrzucenia, a wtedy koszty rosną bardzo szybko.

I wreszcie przyszedł czas na wspomnienia. Przed dwudziestu laty taki Amerykanin w najdroższym warszawskim hotelu zapłaciłby za bardzo dobry obiad dwa dolary, ówczesne dwieście złotych. Za cztery dolary, oczywiście sprzedane cinkciarzowi, również napiłby się do woli.

Ponieważ wciąż czekaliśmy na obiad, moje rozmyślania poszły w głęboko niesłusznym kierunku, mimo bliskości IPN. Otóż okazało się, że odwiedzający Polskę Amerykanie mnóstwo stracili na naszych transformacjach. Płacą o wiele więcej nie tylko za jedzenie, ale również na przykład za nieruchomości. A zarabiają przecież ciągle te same dolary, no może trochę więcej.

Ja przed dwudziestu laty też jadałem obiady w stołówce. W innej, ale też po dziesięć złotych. To po co było to całe zamieszanie? Dla tych kilku oligarchów? Oni też ostatnio wolą stołować się w Londynie. I w tym momencie wreszcie doszedłem do punku wydawania posiłków. W samą porę!

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy