Sprzedaż nowych domów na amerykańskim rynku niespodziewanie wzrosła we wrześniu o 4,8 proc., ale tylko dlatego, że mocno w dół przeszacowano dane z poprzednich miesięcy.
Sprzedaż wyniosła 770 tys. domów, przeliczając na cały rok, czyli dokładnie tyle, ile szacowali analitycy. Ich prognozy zakładały jednak spadek, a nie wzrost sprzedaży, bo odnosili się do liczby 795 tys. domów z sierpnia, jaką pierwotnie podawał Departament Handlu. Wczoraj skorygował te dane, podając, że sierpniowy poziom sprzedaży wyniósł tylko 735 tys. domów, najmniej od 11 lat.
Rynek wyraźnie szuka dna. Z danych opublikowanych dzień wcześniej wynika, że zupełnie stanęła sprzedaż domów na rynku wtórnym - aktywność była najniższa od 1999 r.
Ekonomiści obawiają się, że z powodu słabej kondycji rynku nieruchomości w tarapatach znajdą się nie tylko firmy budowlane i remontowe, lecz także wszystkie inne. Na razie nie ma jednoznacznych sygnałów, że tak będzie. Z opublikowanych wczoraj danych o zamówieniach na dobra trwałe wynika, że przedsiębiorcy w USA nie zdecydowali się dotąd na ograniczanie inwestycji. Chociaż zamówienia ogółem spadły o 1,7 proc., to jednak po wyłączeniu zamówień dla wojska zanotowano wzrost o 0,7 proc.
Liczba nowych domów przeznaczonych do sprzedaży spadła do 523 tys., co odpowiada popytowi za 8,3 miesiąca. Zdaniem analityków, to wciąż bardzo dużo i wiele firm będzie musiało oferować atrakcyjne rabaty, żeby przyciągnąć chętnych.