Europejska grupa lotniczo-zbrojeniowa liczy, że mimo obciążeń finansowych spowodowanych opóźnieniami w budowie samolotów, ten rok uda jej się zakończyć bez strat na poziomie operacyjnym - chociaż też bez zysku. Ostatni kwartał zamknęła na minusie, choć nie tak dużym, jak sądzili analitycy.

European Aeronautics, Defence and Space (EADS) zanotował 776 mln euro straty netto w III kwartale, podczas gdy analitycy oczekiwali średnio ponad 1,2 mld euro na minusie. Ten fakt, a także zapowiedź dalszego cięcia kosztów, wpłynęły na prawie 7-proc. wzrost notowań akcji właściciela Airbusa. Na poziomie operacyjnym straty wyniosły 696 mln euro.

Strat dużo większych niż zeszłoroczne (189 mln euro) nie dało się uniknąć. Wciąż kłopoty ma Airbus, główne ramię EADS. Chociaż wreszcie udało mu się oddać do użytku pierwszy egzemplarz największej maszyny pasażerskiej świata, A380, to spóźnia się znów z kolejnym projektem - budową samolotu transportowego A400M, przeznaczonego dla wojska. Spowodowało to konieczność odpisania od wyniku 1,1 mld euro. O kolejne 660 mln euro wynik pogorszył się ze względu na osłabienie się dolara, które doprowadziło do spadku wpływów ze sprzedaży samolotów liniom lotniczym rozliczającym się właśnie w "zielonych".

Przychody EASD wzrosły o 10 proc., do 5,97 mld euro. Louis Gallois, szef firmy mającej siedziby w Paryżu i Monachium, stwierdził, że to m.in. zasługa mniejszego od oczekiwań spadku cen samolotów.

W EADS nikt nie liczy, że samoloty zaczną drożeć. Sposobem na powrót do zysków - do zeszłego roku firma przez trzy lata była na plusie, ale ostatni kwartał był już czwartym z pięciu, kiedy miała straty - ma być więc cięcie kosztów. Mają spaść o dodatkowy miliard euro, wobec 2,1 mld euro zapowiedzianych wcześniej. Wdrażany w firmie program restrukturyzacji ma polegać m.in. na zwolnieniu 10 tys. osób do 2010 r.