Wydawałoby się, że wiadomość o spółce, która wybierała się na giełdę w Warszawie i ostatecznie trafiła do Frankfurtu, to zła informacja. Jednak w przypadku firmy Kreatiw to dobra nowina, zarówno dla zarządu GPW, jak i polskich inwestorów. Firma nie cieszy się dobrą marką wśród ukraińskich analityków i nie ma się czemu dziwić. Jej władze deklarowały, że część środków z emisji przeznaczą na projekty związane z biopaliwami, których produkcja zgodnie z ukraińskim prawem jest obecnie niemożliwa. Prezes spółki zapowiadał jednak, że niekorzystne regulacje zostaną zmienione i on sam (w niewiadomy sposób) miał to zagwarantować. Aby sfinansować swoje przedsięwzięcia, Kreatiw próbował sił w Londynie. Tam mu podziękowano. Poszedł w kierunku Warszawy, gdzie z otwartymi rękami wita się emitentów z zagranicy. Jednak problemy z audytem zmusiły spółkę do przesunięcia debiutu. Ostatecznie doszło do oferty prywatnej i wprowadzenia kwitów depozytowych na parkiet we Frankfurcie, którymi prawie nikt nie handluje.
A jeśli Kreatiw wszedłby w końcu na GPW? Zebrałby pieniądze od inwestorów, ale tych spotkałoby pewnie wkrótce rozczarowanie, co z kolei mogłoby popsuć wizerunek innym firmom z Ukrainy, wybierającym się po kapitał do Warszawy. Tak się na szczęście nie stało. Nad Dnieprem nie brakuje spółek, których nie powstydziłaby się żadna giełda. Przykładem jest Kernel, wytwarzający, podobnie jak Kreatiw, oleje. Ale na tym podobieństwa się kończą. Przyszły debiutant to ulubieniec ukraińskich analityków, ma silną pozycję w kraju i na zagranicznych rynkach, czytelnie komunikuje się z mediami. Dlatego powinien zdobyć na długo zaufanie polskich inwestorów i przekonać ich do ukraińskich spółek.